Głos z nieba

Głos zaklęty w telefonie.. radosny, dziecięcy śmiech.
 sms - co u ciebie - wysłany już w inny wymiar..
Przywitałam dzień zapuchniętymi oczami. Z sercem ciężkim i szarym jak dzisiejsze niebo..
Myślałam, że jestem gotowa na włączenie jego telefonu.
Nie byłam..

Dwie matki

Kobieta przede mną wyłożyła na taśmę dziecięce adidasy, płatki śniadaniowe, jakiś batonik..
Ja cztery znicze.. niebieskie..
w jego ulubionym kolorze..

24 lipca

Trzy miesiące temu był buziak na dzień dobry.. kanapki z nutellą na śniadanie.. Było tarmoszenie czupryny i 2 zł na lody..

Trzy miesiące temu było klęczenie na ulicy w kałuży krwi. Było - Dobrze, że jesteś mamo, bo ja się boję.. Były przysięgi, że wszystko będzie dobrze.. wszystko będzie dobrze! To wszystko nic - chcesz? pojedziemy na sygnale.. nie bój się.. jestem..

Trzy miesiące temu był lekarz pod blokiem operacyjnym.- On może nie przeżyć tej operacji..
Były błagania - ratujcie go! to taki dobry, mądry chłopiec !!
Jeszcze nie wiedziałam, nie wierzyłam, ze żadna mądrość nie wchodzi w grę.. że nawet życie nie wchodzi w grę.. Było 7 godzin nadziei..

Trzy miesiące temu nieludzkim wyciem matki trzymającej za rękę umierające dziecko, piekło ogłosiło - oto jestem !

Kot

Furię Młodszy przyniósł ze śmietnika. Śliczne mało kociątko.. charakterek pokazała później.
Kochał ją bezgranicznie, a ona odwzajemniała mu się kocią wzajemnością. Tylko jemu pozwalała robić ze sobą wszystko. Z dumą mówił - bo przecież ją uratowałem.
Odeszła w kwietniu, w wyniku komplikacji po rutynowym zabiegu..
Bardzo płakał.. nie mógł zrozumieć, nie dawał sobie wytłumaczyć, że nic nie dało się zrobić.. wierzył, że gdyby był, to na pewno by ją uratował..
Po Furii został mały, śliczny kociak. Mamusina kopia. W niedzielę, postanowił zapolować na gołębia. Spadł.. Szóste piętro, to nawet jak na kota, wysoko.. Poobijany i wystraszony, trafił do lecznicy. Nie wyglądał najlepiej, ale nie stwierdzono złamań, ani żadnych wewnętrznych obrażeń. Po dwóch dniach ukrywania się w najdalszym kącie pod wanną, wczoraj pokuśtykał do miski, a później z trudem wdrapał mi się na kolana.
Patrzył na mnie tak, jakby chciał powiedzieć - wiesz, Młodszy znowu uratował kota ...

Może..

Minęło 5 lat, jak w wypadku samochodowym zginął mój ojciec.. Strasznie to przeżyłam.
Wkrótce potem okazało się, że jestem chora. Rak.. Podobno stan takiego zaawansowania normalnie rozwija się ok 5 lat, a ja jeszcze rok wcześniej miałam doskonałe wyniki badań. Lekarze przypisali stresowi błyskawiczny postęp choroby. W momencie zdiagnozowania statystycznie miałam 60% szans.. Nawet przez moment nie pomyślałam, że mogę umrzeć, chociaż wszyscy dookoła po cichu mnie pochowali. Musiałam żyć ! Dla moich dzieci. Dla niego.. miał wtedy tylko 6 lat..
Od jakiegoś czasu bolą mnie węzły chłonne.. i nie jest to wynik przeziębienia. Jutro mam badania kontrolne.. a przecież tym razem to nie był stres.. to trauma.. a mi brak motywacji do życia. On o tym wie, może to zaproszenie od niego ?
Już nie mam siły być silna..

Wakacje, których nie było

W czerwcu byłam służbowo w Szczawnicy. Po powrocie opowiadałam Młodszemu o pięknie krajobrazów, spływie Dunajcem.. pokazywałam zdjęcia.. i obiecałam, że pojedziemy tam razem.. jeszcze w te wakacje... Nie mógł się doczekać..
Zginął kilka dni przed planowanym wyjazdem.. Nie zdążyłam dotrzymać słowa.. a później przysięgałam na otwartą trumną, że jeszcze pójdziemy razem w te góry.. w którymś życiu, na którymś świecie.. pójdziemy..
Przyśnił mi się tydzień później. Chodziliśmy po Parku Pienińskim, po najwyższych szczytach, z Trzech Koron patrzyliśmy z góry na wijący się Dunajec.. To było tak realistyczne, że niemal czułam zapach lasu i wilgoć powietrza. Nie widziałam go, ale wiedziałam, że tam jest, słyszałam głos, czułam miękkość włosów i ciepło dłoni.. Po raz pierwszy i jak dotąd jedyny od jego śmierci obudziłam się dziwnie lekka.. z jakimś niewytłumaczalnym poczuciem jego bliskości.
Ktoś powiedział - a może to wcale nie był sen ?
I tak właśnie to czuję.. ścieżki, po których chodziłam z moim synem pamiętam lepiej, niż te, które widziałam w rzeczywistości. To była nasza wyprawa.. chociaż to nie ja , a on mnie na nią zabrał..
Jak dotąd, więcej mi się nie przyśnił, choć czekam całą sobą.
Może nie ma czasu ?
Ma tyle nowych miejsc do zwiedzenia.. kiedyś mnie po nich oprowadzi..
ale dziś jest tylko ból nie do wypowiedzenia..

Pustka

Właściwie wszystko, co się działo, działo się przed..
Wystygłam, zobojętniałam. Jakbym zapadła w hibernację.
Nic nie cieszy, nic nie złości . Puch marny..
Codzienne pójście na cmentarz jest tak samo oczywiste, jak wyjście do pracy.
Dni płyną jak łzy.. bez wiedzy, bez woli..

Przyjaciele

Znowu padło to pytanie - jak możemy ci pomóc ? Co możemy dla ciebie zrobić ? Rozumiemy, co przeżywasz.. I znowu odpowiedzią było takie samo od dwóch miesięcy otępiałe patrzenie w jeden punkt na ścianie.
Żeby powstrzymać łzy.
Żeby "dziękuję, naprawdę niczego mi nie trzeba " zabrzmiało spokojnie i wiarygodnie.
Żeby móc wyjść.. żeby nie wykrzyczeć, że nic nie rozumieją i oby nigdy nie musieli zrozumieć, że nie mogą dla mnie nic zrobić, bo nikt nie sprawi by moje dziecko przywitało mnie dzisiaj w domu jak wrócę z pracy.
Że umarłam razem z nim, a umarłym nie można pomóc.
Że to, co siedzi przed nimi to kukła.. że wszystko się skończyło..
A przecież jestem wdzięczna, że są..

Czekanie..

Rok temu mój syn leżał w szpitalu. Godzinami przesiadywałam przy jego łóżku.. Odpowiadałam na jego pytania.. czytałam bajki.. gładziłam po włosach czekając aż uśnie..
Uśmiechałam się..
Dziś mój syn leży na cmentarzu. Godzinami przesiaduję nad jego grobem. Zadaję tysiące pytań nie otrzymując żadnej odpowiedzi.. Gładzę trawę jakby to były jego włosy i czekam aż usnę..
Płaczę..

Życie po śmierci

Uczę się siebie nowej.. próbuję tchnąć życie w tę kukłę, która została po tej, która umarła.
Nie wychodzi.. mija dzień za dniem i nic się nie zmienia. Przemijanie obdarte z poczucia bezpieczeństwa, z poczucia jakiejkolwiek kontroli nad życiem. Wypełnione bólem i rozpaczą. Żalem za tym wszystkim, czego nie powiedziałam, nie pokazałam, nie zrobiłam.. i za tym co zrobiłam.. Ból wobec którego już nic nie boli..
I brak wspomnień.. czarna dziura...
Mój syn ofiarował mi 10 cudownych lat.. a teraz wszystkie wspomnienia zdominował jeden dzień.. dzień jego śmierci.. Od godz 11 do 19 mogę go odtworzyć sekunda po sekundzie.. a nie potrafię przypomnieć jego śmiechu przy śniadaniu .. rozmowy poprzedniego wieczora..
Wszystko się skończyło..
Umarła wiara.. umarła nadzieja..
tylko miłość jest nieśmiertelna..

...

Nigdy nie umiałam milczeć. Musiałam wykrzyczeć i radość i żal.. i ból.
Ale nie znałam takiego bólu.. bólu, który zaciska się na gardle niczym stalowa obręcz, nie wypuszczając najcichszego szeptu. Który dławi i dusi, który sprawia, że nawet łzy płyną do środka..
.... można się w nich utopić...
.... jak zrozumieć śmierć własnego dziecka ?
.... jak się pogodzić ?
.... jak sobie z tym poradzić ??