Tylko żal

Jak patrzę na ten ogrom cierpienia wokół, którego sensu nie potrafię pojąć
i bezmiar głupoty tuż obok..
morze bezinteresownej zawiści i złości..
rozmienianie życia na drobne..
to zostaje tylko żal.
Pochłania mnie. Wciąga. Wysysa.

Jakoś tak.. smutno mi..

Idą święta.


Trudno.


Idzie rak.. gdzie uszczypnie, będzie znak..

Pierwsza była babcia. A może nie pierwsza ? Może tylko tak mi się wydaje, bo śmierć prababci przypadła na czasy, kiedy umierało się na wojnę i nikt nie wnikał czy pod jej przykrywką coś jeszcze się rozwija..

Jeszcze kilka dni temu łudziłam się, że to może nadinterpretacja, że przecież niemożliwe.. że zawsze miała skłonności do lekkiej przesady.. przecież usunięto oszczędnościowo.. i jeszcze wiele - no bo przecież..

Przecież sama mi powiedziała - gruczolakowłókniak.

W sobotę
na własne oczy zobaczyłam wyniki histopatologii.  I to nie to samo, co przez telefon.. Owszem.. włókniak. Ale to nie wszystko. Obok był jeszcze jeden. Tak się niewinnie, prawie śmiesznie nazywa. Rak zrazikowy. Puszek okruszek. Margines poniżej pół milimetra.. Szlag !
Na pociąg w niedzielę wyszłam godzinę za późno. Nie przestawiłam czasu.. nie był ważny..

Za tydzień moja mama rozpoczyna radioterapię...

Przez głowę przemyka myśl, że dobrze, że nie mam córki... kobiety w mojej rodzinie są naznaczone...

Okruchy dni

Znów wypełniłeś mnie po brzegi...

Geneza blizn na głowie.. na fotelu u fryzjera..
Cieszę się, że jestem już taki dorosły.. u zbiegu Armii Ludowej i Niepodległości..
Mieszkanie na Starówce..

Ta blondynka na przeciw, która mogła być w Twoim wieku, a wyglądała jak dorosła..

Szczeliny wypełniło wino.
I łzy...

Dwadzieścia dwie białe trumny... każda otwiera rany..

Nerka boli bardziej niż zwykle..



Napisałam to wczoraj. Ostatnio mam problem z publikowaniem notek i ta też się nie dodała. Nie wiem dlaczego.
Dziś jest trochę inaczej.
W szpitalu spacyfikowali nerkę.

Pachnie wiosną.

Zlekceważone przeczucie

Nie pamiętam, czy to był jeszcze mroźny dzień, czy już bliższy wiośnie.. czy wróble rozgrzewały się jak dziś, głośnym ćwierkaniem porozrzucanym po okolicznych krzakach.. albo czy mgła nie ograniczała ruchu na Okęciu.

Pamiętam, że zatrzymał się w przedpokoju,  poprawiając przed lustrem kołnierz  kurtki.
Kiedy na chwilę zetknęły się nasze spojrzenia.. jak błyskawica pojawiła się myśl - przytul się do niego, pożegnaj - i tuż za nią druga - nie rób scen, przecież wróci za dwa dni.
Szerokiej drogi.

Kilka godzin później wiedziałam, że już nigdy nie wróci. Z drogi ściągnięto samochód pogięty jak puszka po piwie..

Mój ojciec nie był łatwym człowiekiem i przez całe moje nastoletnie życie toczyliśmy wojny, ale ponieważ rzeczy mają tendencje do układania się, w końcu i nam się udało. Wspólne tematy, długie dyskusje, w końcu wzajemne zrozumienie.. jego nalewka wiśniowa robiona specjalnie dla mnie..
I wtedy odszedł.

Dziś mija dziesięć lat, a ja wciąż mam tamtą przedpokojową scenę przed oczami i poczucie winy, że odrzuciłam podsuwaną przez podświadomość możliwość pożegnania..