"Nadal tu jesteś"

Na najdelikatniejszym i najczulszym poziomie mego jestestwa
nadal jesteś ze mną.
Nadal patrzymy na siebie
w wymiarze, którego wzrok już nie ogarnia.
Rozmawiamy i śmiejemy się razem
tam, gdzie nie ma już słów.
Nadal się dotykamy w wymiarze, który sięga poza dotyk.
Spędzamy wspólnie czas w miejscu, w którym stoi czas.
Nadal jesteśmy razem
Na poziomie zwanym miłością.
Ale płaczę w samotności za Tobą,
w miejscu zwanym rzeczywistością
                               Richard Lepinsky



Jeszcze wczoraj zastanawiałam się - jak ?!?
Jakim sposobem i jakim prawem przeżyłam te cztery lata ?
Dziś już wiem.
Bo, jak to dziś na cmentarzu powiedziała Ionas, to już inne lata.
Inne. Ich się nie przeżywa, one po prostu mijają.
Przeciekają przez palce.
Jak łzy.

Czerwona lampka

Coś znaleźli, albo tak im się wydaje.
W ciągu dwóch tygodni okaże się, czy to nie fałszywy alarm i wtedy ewentualnie będę się martwić.
Póki co, jutro jadę w Pieniny.
Wezmę Młodszego za rękę i pójdziemy na Trzy Korony.
I będzie jak we śnie...

Kropla niepokoju

Popychana przez jednych, przekonywana przez drugich, motywowana przez jeszcze innych, połknęłam ok 300 różnych, testowanych w Bostonie "capsules", pozwoliłam się energetyzować bioenergoterapeucie, kończę picie kolejnej partii peruwiańskich ziół i poddałam się terapii Qantec.

Ulubiony Pan Doktor (ten od - oni gówno wiedzą) na przekór wszystkim rozkładającym ręce fachowcom i specjalistom z imponująca ilością literek przed nazwiskiem, stwierdził, że skoro boli, to MUSI być przyczyna, po czym uparcie i konsekwentnie tej przyczyny szukał.
I znalazł.
I jakoś mu wierzę.

Wobec powyższego, czuję się świetnie. Mimo morfologii na granicy anemii i lecących na łeb na szyję leukocytów, jestem pełna zapału i energii. Nic mnie nie boli a do tego, co boli się przyzwyczaiłam.

Skąd więc ten czający się w środku niepokój przed jutrzejszą wizytą w fabryce życia i śmierci ? Skąd to wyliczanie, że nawet jakby coś znaleźli ( o ile w ogóle komuś będzie chciało się szukać).. to chyba jakieś pół roku jeszcze pożyję.. na pewno zdążę wejść na Trzy Korony, przygotuję jeszcze kilka numerów Gazetowni.. ale plan pt. Starszy, zrealizowany zaledwie w połowie, chyba musiałabym zostawić w spadku jego chrzestnej..

Czy to tylko dlatego, że to miejsce jest po prostu przygnębiające, a powietrze w korytarzach gęste od strachu ?  A może dlatego, że nie lubię Dr.Prowadzącego, bo nie wzbudza mojego zaufania ? Bo boję się, że znów opuszczę te mury zdezorientowana i nic niewiedząca ?
A może dlatego, że przesuwa się mi przed oczami Renata.. Kasia.. Jacek.. Marysia.. Beata...
I do dziś nie mogę uwierzyć, że już ich nie ma.. ? A przecież niemal do ostatniej chwili, nie wyglądało, że jest już tak źle...