Zaczarowany las

Testuje mnie mój organizm bezlitośnie.
Zakażenia, zapalenia, zatrucia.. co tydzień coś nowego. Powinni mi wydać kartę stałego klienta na SORze. Mam ulubioną salę i ulubione łóżko.

Ale po wyplątaniu się z rurek i kabelków jadę prosto do lasu. Też mam swój ulubiony. Zaczarowany. Na przeciw kapliczki w lewo...
Obserwuję mrówki, przytulam się do drzew i strząsam kleszcze z włosów.
Oddycham... Trwaj złota jesieni..

Młodszy mnie tam ciągnie..  To takie dziwne, piękne uczucie..
W słonecznych refleksach wśród gałęzi, szumie drzew, nawet w brzęczeniu komarów głęboko czuję jego obecność..  I czepiam się jej kurczowo.. przedłużam... zagaduję..
Niezwykła magia jest w tym klimacie.. uzależniająca..
W głowie toczy się rozmowa, śmiech, opowiadania.. a on pokazuje mi największe mrowiska.. najzieleńszy mech.. najpiękniejsze prawdziwki.. Chłoniemy życie.. Zachwycamy się i pochylamy nad nim. Razem.

Mijają godziny. Kiedy nagle wszystko cichnie, powszednieje, a ja zaczynam odczuwać zmęczenie i potykam się o grzyby nie zauważając ich..
wtedy wiem, że znów jestem sama..
Drzewa szumią jak drzewa.. Mrówki wracają do swojej pracy, wiewiórki chowają się wśród gałęzi..
Zaczynam rozglądać się za drogą do domu..

Muszę mieć słońce po prawej...

Uśmiech świata

Świat się do mnie uśmiecha.

Czasem trochę krzywo, przygryzając wargę.
Jak podczas drugiej w ciągu tygodnia wizyty na ostrym dyżurze.
Mrugając kropelkami wypływającymi z butelki podwieszonej pod sufitem, załamując się w okularach nachylającej się pielęgniarki, w uspokajającym dotyku jej dłoni..

Czasem nieśmiało.
Zapachem chryzantem.. migotliwym płomykiem znicza.. kamiennym aniołem..
Przemycając promyk słońca między gałęziami drzew,
uginając miękko mech pod nogami, kiedy chodzę po lesie,
zatrzymując wiewiórkę w pół drogi, żebym zdążyła się zachwycić.
Niespodziewanym prezentem, zaproszeniem na kawę..

A czasem perliście i zaraźliwie,
przetaczając się echem po górach
, gubiąc w zamglonych dolinach,
zarzucając na twarz splątane wiatrem włosy
,
spłoszonym zającem wyskakując spod stóp.
Ambicją syna, rozsadzającą piersi dumą, że wychowałam dobrego człowieka..
Podniesionym w górę kciukiem lekarza..

Ponoszę głowę ku niebu..zamykam oczy, ukrywając łzy pod powiekami..
pozwalam dotykać się temu uśmiechowi.
Odwzajemniam.