Spod kroplówki

Oddział Chemioterapii Dziennej. Inny świat. Inne tempo. Czas odliczany kroplami zdrowonośnej trucizny spływającej do wymęczonych żył. Ktoś nieobecnym wzrokiem błądzi po osiedlu za oknem, ktoś trzyma na kolanach otwartą książkę, chociaż nie jest w stanie przeczytać ani słowa.. nieliczni chcą dzielić się swoim strachem i bólem..

Rak tchawicy na leżance po prawej. Lat 50 plus. Trzeci rok i trzeci nawrót. Najsilniejsza chemia.
- Lekarz powiedział, że to już ostatnie, co mogą mi dać.. że jak to nie pomoże, to już nie ma dla mnie leczenia.... jestem załamana.. z każdym dniem coraz trudniej mi oddychać.. A jak nie pomoże ? Tracheotomia i czekanie na śmierć..?

Rak płuc kilka leżanek po lewej. Lat 60 plus. Hałaśliwy, nonszalancki.
- Najważniejsze to nic sobie z niego nie robić. Ja 17 lat z nim żyję. Tylko, że siedział gdzie indziej a ostatnio mu zbrzydło i się przeniósł do płuc. Siostro ! Siostra mnie odłączy na chwilę, bo muszę iść zapalić !

Cicha, zrezygnowana kobiecina podłączona do kroplówki "obojętnej" na korytarzu. Prawie nie widać jej z głębokiego fotela.
-  Płuczą mnie drugi dzień. To już  koniec. Od jedynej chemii, która mogła mi pomóc, wysiadły nerki.. A pani ma tę słabszą ? Wiem.. ja też miałam. Też mówili, że włosy nie wypadną a wypadły. Zawsze wypadały.. Co tam włosy.. żeby tylko pomogło.. żeby tylko coś pomogło..

Schematy

Od wczesnego dzieciństwa uważnie obserwujemy świat. Jak gąbka chłoniemy wzorce zachowań i kodujemy w podświadomości. I mimo późniejszego buntu, niechęci, czy potępienia, niezauważalnie obrastamy w nie jak w drugą skórę. W sytuacjach ekstremalnych, kiedy szok, ból i rozpacz  blokują zdolność myślenia i wypierają racjonalizm, działamy według nich, jak według jedynych znanych nam drogowskazów. Idziemy jak po sznurku.. a później nie możemy uwierzyć, że zrobiliśmy właśnie tak, jak wydawałoby się, nigdy byśmy nie zrobili..

Do dziś nie mogę zrozumieć, jak to się stało, że po śmierci Młodszego dałam się prowadzić od sklepu do sklepu szukając nowego garnituru, koszuli.. bielizny..
Do dziś nie mogę zrozumieć, jak to się stało, że wśród tylu otaczających mnie wtedy ludzi nie znalazła się ani jedna osoba, która położyłaby mi rękę na ramieniu i powiedziała - Nie musisz tego robić! Wsłuchaj się w siebie, w to co najbardziej lubił i wyciągnij z szafy niebieską bluzę z kapturem ! Nie zapomnij o jego pluszowej sowie - przytulance !


Ta sowa do dziś siedzi przy moim łóżku jak wyrzut.. że wszystko czym otoczyłam Młodszego, było mu tak obrzydliwie obce.. nowe.. nieznane..

Zabiorę ją ze sobą Synku.. zaniosę Ci.. z naprawionym skrzydełkiem.. Obiecuję..

Gong

Skończyło się spanie do 10 i układanie mahjonga do północy. Od dziś łóżko tuż po pierwszym ziewnięciu, zielona herbata oraz soczki z marchewki i surówki z buraczków dla utrzymania krwi w dobrej kondycji.
Życie regulowane kroplówkami i naświetlaniami.
Codziennie. Od poniedziałku do piątku przez pięć najbliższych tygodni będę czytać książki na krzesełku nieopodal basenu z żółwiami. Dla przerwania monotonii, dodatkowo raz w tygodniu chemia, raz płukania, raz badania kontrolne ..
Później, w zależności od potrzeby może następna seria naświetlań..
A jeszcze później ?
Jeszcze później... jak jeszcze będę żyła, to Dr.Prowadzący obiecał pomyśleć nawet o operacji.. ;)

Białe kartki

Zaglądam na ulubione blogi i na jednych wita mnie cisza, często od miesięcy.. innych nie odnajduję w ogóle..
Zastanawiam się, co za tym stoi.. Zniechęcenie ? Znudzenie ? Wypalenie ?
Może to codzienność przytłacza przyziemnymi obowiązkami i trudno wykrzesać z siebie coś ponad to ?
A może to taka  prawidłowość, że któregoś dnia siadasz przed komputerem i okazuje się, że swoich emocji  nie potrafisz już ubrać w słowa..?
Może świadomość, że te słowa niewiele oddają i niczego nie zmieniają ?
Że to tylko taka chwilowa ulga, chwilowe wyciszenie tego co gdzieś ciśnie i rozrywa, czegoś co finalnie i tak dojdzie do głosu, wypełznie spod ładnie ułożonych literek .. rzuci na podłogę, sponiewiera i zatruje kolejny dzień ?
Może myśl o bezsensie pisania sprawia, że coraz więcej myśli zamiera. wycofuje się.. spłyca.. a słowa przestają do siebie pasować ?
I tak znikają.. często nagle, bez uprzedzenia.. nie biorąc pod uwagę, że wirtualny świat często rodzi całkiem realne więzi...

Oleno, Kabaretko, Pospolitko, Basiu, Babz, Mroziku, Duszku.. Mogłabym tak długo..  Myślę o Was..

Pierwszy krok w drugi etap

Zakład radioteleterapii.
Żółwie wygrzewające się pod lampami.
Symulatory, tomografy..
Wyrysowana w kreski i wytatuowana w kropki pół dnia spędziłam pod dziwnymi maszynami, które lepiej działają jak w pokoju jest zimno...

Wcześniej udowadniałam w ZUSie, że nie jestem wielbłądem.
Jestem zmęczona.
Bardzo.

Dzień po dniu..

Goję się. Z każdym dniem bardziej zasklepia się rana, a ból pozwala na głębszy oddech. Pomału wydłużam zasięg swego dreptania poza cztery ściany mieszkania.
To były ciężkie dni. Ponure, sine niebo utrzymywało mój nastrój w stanach dolnych, a deszcz i zimno potęgowały zwątpienie, zniechęcenie i rezygnację. Na szczęście przestało padać, bo niełatwo było ze mną wytrzymać. Wczoraj piękna pogoda wywabiła na długi spacer, dziś pozwoliła posiedzieć na cmentarzu.
Za kilka dni być może zostanę ostatecznie zdiagnozowana. Być może zostanie mi zaproponowana jakaś terapia. Być może...
Tymczasem ponownie wzywa mnie ZUS.. bo jeśli ktoś jest całe wakacje na zwolnieniu, to z pewnością coś tu śmierdzi.. i oni to wywęszą..