Przechodniu.. zapal proszę znicz..

To już trzy lata, jak Bóg wziął Cię za rękę i odszedł...
Trzy lata... Dasz wiarę ??
Od tamtej pory nie widziałam ani Ciebie, ani Boga...

Przepraszam Synku.. Za tę słabość ostatnich dni przepraszam, za tę wywieszoną na sercu białą flagę.. Już widzę Twój zmarszczony z niesmakiem nosek i wstydliwie chowam  ją za plecami..
Przepraszam... ale jak wyobraziłam sobie Twoje rączki wyciągnięte do mnie z tamtej strony w geście powitania... oplatające mnie mocno w pół... Twoją buzię tuż przy mojej...to tak bardzo chciałam... tak bardzo..

Przepraszam.. za tę chęć drogi na skróty..
przepraszam, że tak bardzo nie chciało mi się żyć...


Na scenie życia

Życie to sztuka. Każdy ma jakąś rolę do zagrania na tej scenie.
A ja się przewróciłam. To nie było niezauważalne potknięcie, o którym wiem tylko ja.. Grzmotnęłam aż jęknęły deski i zwróciłam na siebie wszystkie spojrzenia.
Bardzo boleśnie grzmotnęłam..
I pomyślałam, że już nie wstanę.. że nie dam rady.. że już nie chcę.. że cichutko sturlam się za kulisy i poczekam aż zgasną światła..
Ludzie zapomną.. nic się nie zmieni.
Zamknęłam się w pokoju.. wyłączyłam telefon, zasłoniłam okna. Przez kilka dni nie rozmawiałam z nikim.. nawet ze sobą.. po prostu patrzyłam w sufit, a czas przepływał między palcami jak łzy. To takie wygodne..
Ale wśród tłumu wpatrzonych we mnie oczu jedne były szczególnie natarczywe.. nieustępliwe.. błagalne oczy Starszego..
i usłyszałam - mamo... a ja...?

Po raz kolejny zbieram obolałe członki, rozmasowuję sińce.. domalowuję uśmiech na ustach.. wyrównuję oddech.
Jeszcze odpoczywam, jeszcze opieram.. jeszcze wszystko we mnie krzyczy nie !! ale wiem, że za kilka dni znów stawię się w znajomej mi klinice.
Przedstawienie musi trwać.

Mam sto lat

Chodzę przytrzymując się ściany..
Pięciometrową drogę do łazienki rozkładam na trzy etapy..
Po wypowiedzeniu kilku zdań dostaję zadyszki..
Ból nie pozwala mi się wyprostować..

NIGDY nie zgodziłabym się na ten zabieg, gdybym wiedziała, że to będzie aż tak..
W dodatku w karcie wypisowej ze szpitala czarno na białym, że ciągle nie wiedzą co mi jest,
że nerka to tylko jeden element, co do którego mieli pomysł..
a głównym podejrzeniem nadal jest wznowa w miednicy małej..

Męczą mnie telefony, w których życzliwe głosy mówią mi, jaka to mam być dzielna, silna, co mam myśleć i  czuć..
Pieprzę to..
Dzisiaj mam sto lat..
Przeżyłam już wszystko

Niech tylko przestanie boleć...

Spokojnie, to tylko awaria

Po tygodniach badań, skierowań, odkierowań, podejrzeń i przypuszczeń okazało się, że to się zdarza.
Ot tak, po prostu.
Radioterapia będąca wtedy kropką nad i w walce z nowotworem, po kilku latach spowodowała wodonercze.
I nawet się od tego nie umiera. A już na pewno nie od razu.
W szpitalu koło lasu uśmiechnięty lekarz, uśmiechnięte pielęgniarki.
- Spokojnie, najważniejsze, że jest szansa na uratowanie nerki, trzeba tylko się pośpieszyć.
Łatwo im być spokojnie. To moja nerka i jej ratowanie będzie okupione moim bólem i moim dyskomfortem rozciągającym się na najbliższe tygodnie, które tak czy inaczej mają zakończyć się operacją.
Pół biedy, jeśli mającą na celu rekonstrukcję.. ale równie dobrze może okazać się, że jednak na nic ratowanie i nerkę trzeba będzie usunąć..
Od tego też się nie umiera.. nie zawsze i nie od razu..