Był taki czas

Wielkosobotni wieczór.
Wszystko wyczyszczone, odkurzone, poskładane.
W kuchni mieszał się zapach pieczonej szynki, ciasta i kapusty, a w lodówce na najniższej półce stał pięknie przybrany, poświęcony koszyczek.

Po wieczornej kąpieli, przekomarzaniach i bitwach na na poduszki chłopcy padali w końcu wycieńczeni na swoich łóżkach. Poprawiałam im kołdry.. całowałam czoła i siedziałam chwilę wsłuchując się w ich spokojne oddechy..
a później chodziłam na palcach po całym mieszkaniu i w najbardziej wymyślnych zakamarkach zostawiałam w imieniu zajączka słodycze i różne drobiazgi. To był zawsze najważniejszy świąteczny akcent, wyczekiwany jak wigilijny Mikołaj. Tuż po śniadaniu zaczynały się wielkie poszukiwania.. w szafkach, za szafkami.. w doniczkach.. między książkami i pod dywanem. I całe morze śmiechu.. pomysłowości, radosnej rywalizacji.. Niektóre rzeczy znajdowały się nawet kilka dni po świętach...

Nie ma dzieci.. nie ma zajączka.. święta nie maja ani smaku, ani zapachu..
Nawet nie wiem, czy mam gdzieś koszyczek...

Światy walą się pojedyńczo

Kubek pełen jeszcze nadziei ogrzewam w dłoniach..
Udaję, że wszystko rozumiem, chociaż tak naprawdę nie rozumiem niczego.. 
nie rozumiem.. 
Czekam..  Na co ???
Przecież to było bez sensu..
Było ???
Kubek  jeszcze pełen.
Czarna, aromatyczna nadzieja.. bez śmietanki i cukru. Bez zbędnych kalorii. 
Kolejny raz zanurzam w niej usta.. Stygnie... 
Za późno..

Jestem taka zmęczona...

Świadomość

Strasznie bolało, kiedy przez dwa lata obserwowałam przebieg procesu.

Kiedy widziałam w jakim skupieniu wszyscy uczestniczący pochylali się nad oskarżonym szukając najmniejszego powodu do jego usprawiedliwienia i wytłumaczenia, odechciewało mi się żyć.
 
Kiedy sąd z całą powagą przyjmował do rozpatrzenia najbardziej absurdalne wnioski, przez kilka kolejnych dni próbowałam się obudzić, przekonana, że to jakiś koszmarny sen.
 
Kiedy obrona usiłowała udowodnić, że prawo ruchu drogowego stworzone zostało dla samochodów, a nie dla kierowców, wmawiałam sobie, że z pewnością czegoś nie zrozumiałam, bo to niemożliwe.
 
I kiedy w tym wszystkim jakby w dalekim tle pozostawał fakt, że zginęło dziecko.. dziecko, które zgubiła ufność i wiara w mądrość dorosłych, bo to przecież dorośli wymyślili zielone światło, żeby on mógł czuć się bezpiecznie.. umierałam i błagałam go o wybaczenie...

I nawet sobie nie zdawałam sprawy z tego jaka była skala tego bólu..

Dopóki nie usłyszałam ogłuszającego huku spadającego z serca ciężaru, kiedy wyszłam z kancelarii adwokackiej zostawiając podpisane pełnomocnictwo.. nie zdawałam sobie sprawy, jak ogromny ciężar dźwigałam.. a przecież pozbyłam się, nie.. nie pozbyłam.. podzieliłam się zaledwie częścią...
Nie miałam pojęcia jak to jest, nie czuć się samej.....

AniZabi... Dziękuję...