Jak gdyby nic

Pod oknem nowego biura też rośnie magnolia. Nie tak duża.. ale równie piękna.. Bezwstydnie piękna..
Przypomina mi, że to tylko mój świat stracił barwy.
Tylko w mojej głowie ciągle brzmią słowa przerażonego, małego chłopca - (..) a najgorsze, że widzę czarno-białe drzewa..
A ona jest piękna.. jak gdyby nigdy nic...

Wiosna boli..

Zawsze musiałam sobie ze wszystkim radzić sama, nigdy się nie skarżyłam, ani nie prosiłam o pomoc. W najgorszym razie znikałam na jakiś czas dla świata i gdzieś
w kącie lizałam rany. A teraz jestem w sytuacji, dla mnie zupełnie nowej.. nie radzę sobie..
Żyję jak cyborg. Prawie nie jem, prawie nie śpię, robię tysiąc rzeczy na raz. Uciekam przed życiem, przed rozpaczą, przed sobą.
Jestem potwornie zmęczona, ale jak usiądę, to myślę tylko - Boże pozwól umrzeć.. albo chociaż zwariować.. żeby nie czuć, nie rozumieć, żeby choć na chwilę przestało boleć..
Nie mogę usiąść i nie mam siły już stać.
Czuję się jakby ktoś potargał moje życie na drobne kawałeczki i rzucił w powietrze. Jeśli tylko wydaje mi się, że jakoś to pozbierałam, kolejny powiew wiatru pozbawia złudzeń.. Zupełnie nie potrafię tego ogarnąć..
Znowu mnie dopadło..za każdym razem czyniąc coraz słabszą.. Za oknem pąki magnolii coraz pełniejsze.. Nienawidzę jej.

A życie sobie..

Zwykle obdarzam ludzi sporym kredytem zaufania na początek. Później ewentualnie odcinam od niego kupony. Wczoraj odcięłam ostatni panu "prezesowi", czego konsekwencją było złożenie wymówienia.
Czeka już nowe miejsce.. nowe wyzwania.. Nowy kredyt zaufania...