Żony bohaterki

Wychowywałyśmy się z Krysią na jednym podwórku. Skakałyśmy przez jedną skakankę i razem dokarmiałyśmy bezpańskie psy. Czasem obrażałyśmy się na śmierć i życie, do następnego dnia. Wyjechała z naszego prowincjonalnego miasteczka w połowie lat 80-tych, tak jak wielu młodych ludzi, w poszukiwaniu lepszego, wygodniejszego życia. Na Śląsk. Początkowo przyjeżdżała często, później wyszła za mąż. Jej matka nigdy nie zaakceptowała jej wyboru.. Wymarzyła dla córki kogoś "lepszego"  niż sporo starszy górnik z przeszłością. A oni na przekór wszystkiemu byli szczęśliwi. Urodziło się im troje dzieci.. wybudowali dom gdzieś na obrzeżach miasta.. Tylko raz, kiedyś, w chwili słabości opowiedziała mi jakim strachem okupione jest to szczęście.. jak nauczyła się żyć, jakby każdy dzień był ostatni.. jak codziennie żegnała męża wychodzącego do pracy, jakby miał nie wrócić.. Od tamtej pory była dla mnie bohaterką..
Jej mąż nie pracował w "Wujku".. od wielu lat w ogóle nie pracuje pod ziemią.. a i tak każda tragedia , w każdej kopalni, zawsze była także jej tragedią.  Znowu komuś zawalił się świat... Zginął czyjś mąż.. czyjś syn.. czyjś ojciec..
Pochylam głowę.. łączę się w bólu..

Droga przez sądy

Jak to mawia jedna moja urocza znajoma - nawet po najpiękniejszej nocy, trzeba wciągnąć majtki na dupę i zmierzyć się z resztą życia. Dzisiaj nadszedł ten dzień. Już wcześniej upewniałam się, że akta wróciły po tych swoich odwoławczych wędrówkach i machnęłam ręką, że zaginęło moje podanie o kopię. Pojechałam z samego rana na koniec świata do sądu A.
Niespodzianka. Nie ma akt. Znowu odesłano z apelacją do sądu B. Dowiedziałam się przynajmniej o co chodzi z tym odwołaniem i zażaleniem. Na początek dobre i to. Wróciłam do centrum, do sądu B. Młody człowiek w sekretariacie rozkłada ręce. Nie doszły, nie zarejestrowane, nie ma. Bo to dopiero 4 dni(!!!).
Jeszcze byłam spokojna, chociaz usłyszałam, ze aby akta z sądu A doszły do sądu B, muszą przejsć przez sąd C i prawdopodobnie jeszcze tam tkwią.. No ale miły pan obiecał, że zrobi co się da. Poczekałam. I zrobił. Pochodził, popytał, poszukał i przyniósł. Jeszcze ciepłe, prosto od kuriera. Kolejne podanie i czekanie na zgodę sędziego, którego oczywiście nie było. Na koniec wisienka. Żeby kopie odebrać, trzeba wykupić znaczki skarbowe. Normalka, wiem. Tyle, że w sądzie B nie mają kasy ! i po znaczki trzeba jechać do sądu D.
Na dziś poddałam się. Musiałam wrócić do pracy, co mi się udało przed południem. Jutro najpierw po znaczki, później po dokumenty. W ciągu dwóch godzin powinnam się wyrobić..
Ale żeby nie było, że tak całkiem nic nie załatwiłam, to załatwiłam. Załatwiłam spotkanie z adwokatem, a później jeszcze z sędzią. Powiem sobie brawo, jak dojdą do skutku.