Walczę ze sobą. Z myślami, emocjami.. skrajnymi uczuciami i mocno się pilnuję, żeby nie zrobić czegoś, czego mogłabym żałować..
Nie zdawałam sobie sprawy. Dziecinne to tłumaczenie dorosłej kobiety, ale taka jest prawda. Odzew na artykuł, w którym przecież świadomie wzięłam udział, przerósł moje wszelkie wyobrażenia. Nadal przerasta.
Chciałam zwrócić uwagę na problem. Na ból tysięcy matek i ojców, zostawionych samych sobie. Na wartość pamięci.. W swoim i ich imieniu chciałam wykrzyczeć - Rozmawiaj ze mną o moim dziecku ! Nie bój się moich łez ! I lepiej nic nie mów, jeśli wszystko, na co potrafisz się zdobyć to - musisz się pogodzić.. musisz żyć.. albo, nie daj Boże - zafunduj sobie nowe dziecko...
Na to chciałam zwrócić uwagę.. nie na siebie..
Wiem, że wiele osób to zrozumiało i to mnie cieszy, ale jednocześnie straciłam to, co tak sobie ceniłam. Przytulność i intymność tego miejsca... Czy było warto..? Chcę wierzyć, że tak... chcę wierzyć, że ktoś dzięki temu będzie szczęśliwszy..
Tylko nie wiem czy potrafię jeszcze pisać. Włącza się autocenzura..
- Wiesz Starszy.. piszą mi żebym pomyślała o tobie..
- Przecież myślisz.. co oni wiedzą..
Właśnie. On wie. Wie, że myślę. Wie, że kocham. Wie, bo mu o tym mówię. Wie, że stoję za nim murem zawsze i wszędzie. I wie, że ten blog powstał kiedyś też i po to, żebym o nim myśleć mogła. On wie. I to jest najważniejsze.. nikogo więcej o tym przekonywać nie muszę i nie będę. Tak jak nie będę tłumaczyć się ze swojej tęsknoty i miłości do Młodszego.
Przeczytałam wszystkie wpisy.. Jedne wzruszały.. inne irytowały.. jeszcze inne nasuwały refleksje. Nie będę na nie odpowiadać, bo musiałabym robić to wybiórczo. Z pewnością odpowiem na każdego maila. Za wszystkie dziękuję.