Żarłoczna ciemność

Życie wiruje mną jak trąba powietrzna.
Z wyżyn bezgranicznej wiary, że przecież jest,bo jakże inaczej ? Na pewno jest.. jest tuż obok i wciąż próbuje przedrzeć się przez moje cierpienie, żeby mi o tym powiedzieć.. z nieudolnych prób tłumaczenia sobie sensu i bezsensu, rzuca wprost w otchłań skrajnej niewiary, bo przecież nie ma.. NIE MA i nic tego nie zmieni i tylko rozpacz, która wtedy podchodzi do gardła i dławi.. tylko ona jest prawdziwa..

Im bardziej staram się coś zmienić, tym gorzej to wychodzi.  Im bardziej się opieram, tym większa jej moc.
Jest jak ciemność.. wszechogarniająca, przerażająca, zimna ciemność. Na nic wygrażanie jej i wymachiwanie rękami. Oplata, wypełnia, pochłania.. Nie da się jej przegonić..

Piątkowe wieczory

Lubię piątkowe wieczory. Kiedy można się zdystansować do tego całego zamieszania.. zabiegania. Odciąć się od tabelek, rubryczek, telefonów, biurowego harmideru..

Piątkowym wieczorem nie trzeba działać, zmagać się z okolicznościami ani rozsądnie planować jutrzejszego dnia.

Piątkowym wieczorem można zapalić świece.. zaparzyć czerwoną herbatę w kubku z owieczkami, który kiedyś należał do Młodszego.. Można ułożyć się pod kocykiem i poczytać coś, albo po prostu pooglądać zdjęcia..

I nie trzeba być już ani silnym, ani dzielnym. Można tęsknić i płakać i nie martwić się, że jutro ktoś będzie podejrzliwie przygladał się zapuchniętym oczom..

Cmentarne matkowanie

(...) dopiero po kilku miesiącach, dopiero po wielu pobytach na cmentarzu uświadomił sobie, że cała ta krzątanina jest mu doskonale znana. Zna ja od wielu lat. Pochylanie się Elżbiety nad grobem to przecież nic innego jak pochylanie się nad łóżeczkiem Michała. A to całe sprzątanie to przecież nic innego, jak ścielenie łóżeczka. Trzeba poprawić materac, trzeba strzepnąć prześcieradło, trzeba starannie ułożyć poduszkę. Wszystkie gesty podporządkowane temu, aby dziecko miało jak najwygodniej, aby było mu dobrze, aby mu nic nie przeszkadzało, by mogło spokojnie spać...
                                                  M.Sośnicki "Wzgórze Pana Boga"
Odchodząc kilka razy się oglądam.. Kilka razy wracam, bo coś wydaje mi się konieczne przesunąć, coś przestawić.. jeszcze raz po buzi pogładzić.. jeszcze raz raz obiecać że wrócę.. że niedługo.. jeszcze raz powtórzyć, że kocham.. i nie przestanę..

A w nocy budzę się i nasłuchuję...

Refleksja nad trumną

Śmierć znowu przeszła tak blisko, że niemal się otarła. Martwym oddechem musnęła policzek.. lodowaty ślad zostawiła w powietrzu.. I czyjś świat na chwilę zastygł w niedowierzaniu.. po czym rozsypał się kalecząc najbliższych ostrymi,mroźnymi igiełkami.. Pokaleczył moją przyjaciółkę..

Z imponująco silną wiarą we własną nieśmiertelność poświęcamy się sprawom ostatecznie nieistotnym.. Bo przecież nieszczęścia zawsze dotykają innych.. I dopiero kiedy to nieszczęście zatrzymuje nas w pół kroku, tak łatwo przychodzi refleksja, że nie warto..
Że może należy wypełnić płuca powietrzem i zachwycić się poranną mgłą.. cieszyć szarością za oknem, posłuchać deszczu.. uśmiechnąć się do biedronki.. życzyć miłego dnia nieuprzejmej ekspedientce.. poczęstować cukierkiem dziecko sąsiada, które co dzień rano tak głośno zbiega po schodach.. wyciągnąć rękę na zgodę, choć nie czujemy się winni.. dać trochę z siebie.. żeby i nam i innym było lepiej.. żeby niczego nie żałować, żeby wykorzystać każdą chwilę..
Bo nigdy nie wiadomo, co właśnie robimy ostatni raz...


Kac

Walczę ze sobą. Z myślami, emocjami.. skrajnymi uczuciami i mocno się pilnuję, żeby nie zrobić czegoś, czego mogłabym żałować..

Nie zdawałam sobie sprawy. Dziecinne to tłumaczenie dorosłej kobiety, ale taka jest prawda. Odzew na artykuł, w którym przecież świadomie wzięłam udział, przerósł moje wszelkie wyobrażenia. Nadal przerasta.

Chciałam zwrócić uwagę na problem. Na ból tysięcy matek i ojców, zostawionych samych sobie. Na wartość pamięci.. W swoim i ich imieniu chciałam wykrzyczeć - Rozmawiaj ze mną o moim dziecku ! Nie bój się moich łez !  I lepiej nic nie mów, jeśli wszystko, na co potrafisz się zdobyć to - musisz się pogodzić.. musisz żyć.. albo, nie daj Boże - zafunduj sobie nowe dziecko...
Na to chciałam zwrócić uwagę.. nie na siebie..

Wiem, że wiele osób to zrozumiało i to mnie cieszy, ale jednocześnie straciłam to, co tak sobie ceniłam. Przytulność i intymność tego miejsca... Czy było warto..? Chcę wierzyć, że tak... chcę wierzyć, że ktoś dzięki temu będzie szczęśliwszy..

Tylko nie wiem czy potrafię jeszcze pisać. Włącza się autocenzura..

- Wiesz Starszy.. piszą mi żebym pomyślała o tobie..
-  Przecież myślisz.. co oni wiedzą..
Właśnie. On wie. Wie, że myślę. Wie, że kocham. Wie, bo mu o tym mówię. Wie, że stoję za nim murem zawsze i wszędzie. I wie, że ten blog powstał kiedyś też i po to, żebym o nim myśleć mogła. On wie. I to jest najważniejsze.. nikogo więcej o tym przekonywać nie muszę i nie będę. Tak jak nie będę tłumaczyć się ze swojej tęsknoty i miłości do Młodszego.

Przeczytałam wszystkie wpisy.. Jedne wzruszały.. inne irytowały.. jeszcze inne nasuwały refleksje. Nie będę na nie odpowiadać, bo musiałabym robić to wybiórczo. Z pewnością odpowiem na każdego maila. Za wszystkie dziękuję.

...Jeśli wspierają cię ludzie, którzy tego robić nie muszą, to jestjedna z piękniejszych wartości na świecie..

Dziękuję.

Wszędzie możemy być sami. Możemy sami płakać i sami jakoś sobie radzić. Możemy sami na siebie liczyć. Okopujemy się i budujemy mury, ale wystarczy odrobina zwyczajnej, bezinteresownej życzliwości, żeby wszystkie runęły odsłaniając jedyną prawdę - Człowiek potrzebuje człowieka. Bez względu na okoliczności.

Nie przeczytałam jeszcze wszystkich komentarzy, nie otworzyłam wszystkich maili. Za każdym stoi człowiek.. ze swoimi troskami, ze swoimi łzami, ze swoja empatią. Odpowiem na każdy.. przepraszam, że to trochę potrwa..

Dziękuję za każde ciepłe słowo, za każde osobiste, intymne i bolesne wyznanie. Po raz pierwszy od bardzo dawna moje łzy mają inny smak. Smak wzruszenia i wiary w innego człowieka.
Dziękuję za każdy zapalony, wirtualny znicz.. Jaśniej zrobiło się w niebie.
A najbardziej dziękuję za każde przytulone dziecko.. to tak jakby mój syn był przytulony..

 

Ból zęba w sercu

Rzadko zdarza się taki wieczór w środku tygodnia, kiedy nic się nie dzieje.
Starszy odmeldował się do jutrzejszego wieczora. Nikt nie dzwoni, nikt nie pogania i nie trzeba patrzeć na zegarek..
Spokój.. i cisza przerywana tylko szumem deszczu za oknem. Z każdego kąta wypełza listopadowy smutek.. Rozlewa się coraz szerzej, wypełnia coraz szczelniej.. Nie odstrasza go ani kot na kolanach, ani kubek czerwonej herbaty w dłoniach.
W oczach łzy, a w sercu pustynia. Wyschnięty, spękany obszar, na którym już nic nigdy nie urośnie.. Tęsknota, której nie sposób ubrać w słowa.. Ból zęba..
" Została tylko fotografia.. Tak mało.. " Tamten świat, tamto życie zaklęte w objęciu niebieskich ramek na komodzie.. razem ze wszystkimi kolorami, smakami i zapachami. Zaklęta miłość..
Złoty Anioł podpiera brodę.. zamyśla się..
Świece na parapecie.. Chybotliwe płomyki dające złudzenie ciepła.. oddzielające od pluchy po drugiej stronie.. Kiedyś się wypalą. Jak ja. Kiedyś to wszystko się skończy i spokojnie zasnę..

Mamo, będę tatą

Siedzieliśmy obok siebie i rozmawialiśmy. O rzeczach ważnych i nieważnych. O większych i całkiem malutkich. Tak normalnie. Jak matka z synem.
W pewnej chwili spojrzał na mnie uważniej.. dłużej.. i wtedy właśnie usłyszałam
- Wiesz mamuś... ja to będę tatą..
Zbaraniałam. Zapowietrzyłam się. Dobrze, że nie zdążyłam nic powiedzieć, bo z pewnością nie byłoby to ani nic mądrego ani wychowawczego, ani... w ogóle. Starszy się zmieszał.
- Spokojnie, spokojnie, to nie tak jak myślisz. To taki skrót był.. myślowy znaczy.. no dobra.. niefortunny...
- no....noo..- poganiałam go w myślach.
- Chciałem powiedzieć, że kiedyś.. dla swoich dzieci będę tatą. Nie ojcem, nie starym, zgredem i czy kim tam jeszcze, tylko tatą. Rozumiesz ? Tak jak ty jesteś dla mnie najlepszą mamą, tak ja, kiedyś, dla swoich dzieci chcę być najlepszym tatą..

Ze wzruszenia nie mogłam wydusić ani słowa. Ryczałam jak bóbr.
To były najpiękniejsze słowa, jakie kiedykolwiek mogłam chcieć  usłyszeć od Starszego.

Łza

Ktoś tutaj był, a potem nagle zniknął.. I uporczywie go nie ma..

 

 

Spadająca łza błysnęła jak gwiazda.. Zanim rozprysnęła się na granitowej płycie, odbiły się w niej światła pamięci zamknięte w szklanych zniczach ustawianych przez jego kolegów..