Rzadko zdarza się taki wieczór w środku tygodnia, kiedy nic się nie dzieje.
Starszy odmeldował się do jutrzejszego wieczora. Nikt nie dzwoni, nikt nie pogania i nie trzeba patrzeć na zegarek..
Spokój.. i cisza przerywana tylko szumem deszczu za oknem. Z każdego kąta wypełza listopadowy smutek.. Rozlewa się coraz szerzej, wypełnia coraz szczelniej.. Nie odstrasza go ani kot na kolanach, ani kubek czerwonej herbaty w dłoniach.
W oczach łzy, a w sercu pustynia. Wyschnięty, spękany obszar, na którym już nic nigdy nie urośnie.. Tęsknota, której nie sposób ubrać w słowa.. Ból zęba..
" Została tylko fotografia.. Tak mało.. " Tamten świat, tamto życie zaklęte w objęciu niebieskich ramek na komodzie.. razem ze wszystkimi kolorami, smakami i zapachami. Zaklęta miłość..
Złoty Anioł podpiera brodę.. zamyśla się..
Świece na parapecie.. Chybotliwe płomyki dające złudzenie ciepła.. oddzielające od pluchy po drugiej stronie.. Kiedyś się wypalą. Jak ja. Kiedyś to wszystko się skończy i spokojnie zasnę..
Starszy odmeldował się do jutrzejszego wieczora. Nikt nie dzwoni, nikt nie pogania i nie trzeba patrzeć na zegarek..
Spokój.. i cisza przerywana tylko szumem deszczu za oknem. Z każdego kąta wypełza listopadowy smutek.. Rozlewa się coraz szerzej, wypełnia coraz szczelniej.. Nie odstrasza go ani kot na kolanach, ani kubek czerwonej herbaty w dłoniach.
W oczach łzy, a w sercu pustynia. Wyschnięty, spękany obszar, na którym już nic nigdy nie urośnie.. Tęsknota, której nie sposób ubrać w słowa.. Ból zęba..
" Została tylko fotografia.. Tak mało.. " Tamten świat, tamto życie zaklęte w objęciu niebieskich ramek na komodzie.. razem ze wszystkimi kolorami, smakami i zapachami. Zaklęta miłość..
Złoty Anioł podpiera brodę.. zamyśla się..
Świece na parapecie.. Chybotliwe płomyki dające złudzenie ciepła.. oddzielające od pluchy po drugiej stronie.. Kiedyś się wypalą. Jak ja. Kiedyś to wszystko się skończy i spokojnie zasnę..
Przytulam...
OdpowiedzUsuńBardzo...bardzo mi przykro. To nie powinno sie nigdy stać, nikomu. Skoro zyjemy już na tym padole powinniśmy mieć gwarancje na życie do końca- bez wypadków, śmierelnych chorób na myśl których dostaje paraliżu, bez STRATY DZIECKA. nawet nie próbuje sobie wyobrażać co czujesz...bo po prostu nie ogarniam tego ale jestem z Tobą całym moim sercem.
OdpowiedzUsuńNie znajduję słów, które udźwignęłyby ciężar Twoich. Powiem coś innego, kolejny raz. Tak piękne i poetyckie słowa powstają w Twoim bólu...
OdpowiedzUsuńBardzo, ale to bardzo pani współczuję. ;(
OdpowiedzUsuńSerdeczności , nie płacz bo Twoj Aniołek to w niebie widzi i też jest mu smutno uśmiechnij się do niego proszęwww.angelnadziei.bloog.pl
OdpowiedzUsuńDziś trafiłam na ten blog z artukulu na onet.pl, przeczytalam rok 2009, 2008 a przy 2007 łzy poplynely mi jeszcze bardziej. To co Pani przeżyla nie mieści mi się w glowie, tego żalu rozpaczy nawet w 1% nie bede w stanie zrozumieć. chcialabym aby spelniło się jedno życzenie .....aby miala Pani piękne życie , szczęśliwe, piękne do konca
OdpowiedzUsuńNie jestem w stanie pojąć pani bólu, więc nie będę nic pisać. Po prostu daję znać, że przeczytałam i nie jestem obojętna.
OdpowiedzUsuńśmierć dziecka dla matki to ogromny ból ... niech to serce rozdarte bólem Bóg wypełni swoją MIŁOŚCIĄ...
OdpowiedzUsuńZobaczyłem Twój blog na pierwszej stronie onetu. Nie mozna kolo niego przejsc obojetnie. Zmusza do refleksji i zastanowienia. Uważam, że dobrze że tu piszesz o swoim bólu, musisz wiedziec o tym, że Twój blog wpływa na innych. Zmienia czytelników, zmiania ich myśli - to dobrze... Robisz cos dobrego.Chciałem napisac coś mądrego - ale za głupi jestem na to by coś madrego wymyślec. Powiem więc tylko krótko: CZAS. Bo upływa, bo oddala od wydarzeń i przybliża do nowych. Oddala od przykrych wydarzen które minely i przybliza do spotkania z tymi ktorzy odeszli. A w miedzyczasie jest całe życie - Twoje zycie.
OdpowiedzUsuńczytam...łezki mi kapią..córcia mnie zaczepia i pyta cy po 5 jest 6 i cy wtedy moze iść do skoły ...macha mi tu magiczną różdżką...dla Pani też coś wyczarujemy... utulić chcemy i zapewnić że jesteśmy ...gdzieś obok
OdpowiedzUsuń"bo może jesteśi może warto bym zdzierała gardłoopowiadając bajki na dobranocbo może grób przygniata ci brzuszek,jeżeli tak : powiedz, a wrócęi ułożę cię wygodnie, wyjmę z trumny,zmienię spodniepan samochodzik czeka w kącieFranek miś samotnie dzieli twoją pościelgdy podaję obiadmuchy zjadają twoją porcjędzisiajbalony plątają się między nogamiwróćzanim wiatr zdmuchnie świeczki na torcie"Ode mnie.
OdpowiedzUsuńPierwszy raz trafiłam na Twój blog..przeczytałam kilka ostatnich wypowiedzi -do pozostałych wócę ale wiedz, że każde wspomnienie to piękny dar i tym ŻYJ. To wspomnienia które sa największą wartością - te miłe (np.ak byliście w kinie - ciesz się że byliście w kinie, że dałaś i otrzymałaś radość, że był syn i była mama - zobacz ile ludzi NIE ma/miało nikogo..Ty masz jeszcze starszego syna i daj Mu jak najwięcej potrafisz :) Dla Niego jesteś ważna. Wiesz, będąc na grobach w dzień 01.11 - widziałam grób dziecka którego właśnie pochowano - podeszłam do grabarza - opowiedział co się stało..rodzice z dwójką dzieci mieszakali za granicą - synek miał 3 latka, poszli na rutynowe badania - pobierali mu krew z paluszka do badań labolatoryjnych i nagle okazało się że zmarł - jakaś bakteria we krwi..w jednym momencie u lekarza stracili dziecko! Drugie dziecko trzy tygodnie wcześniej chrzcili - a 01.11 pochowali to starsze - i wiesz, płakałam jak ten grabarz - młody facet, to opowiadał zakopując grób..świeciło słońce..Moja Mama przyglądając się tej rozmowie, białym zniczom i kwiatom i moim łzom powiedziała" Módlmy się za Rodziców, TEN Aniołek jest już szczęśliwy w niebie" - cóż..trzymaj się więc i dodaję Ci sił modląc się za to abyś poczuła jeszcze radość w sercu - i pamiętaj ŻYJ dla tych którzy są dla Ciebie wartością aby nie żałować żadnego dnia. Pozdrawiam jesiennie.
OdpowiedzUsuńMój synek odszedł rok temu. Wiem jaki to ból, wiem jak świat się wali w jednej chwili, wiem,że.............No właśnie......nic nie jest juz takie jak było a żyć trzeba dalej. Może kiedyś, znów Słońce będzie Słońcem...może....
OdpowiedzUsuńTo tekst piosenki:widziałem wczoraj jak płakałeś, widziałem wczoraj jak grzeszyłeś, i myślałeś pójdziesz dalej,to nie prawdą jest.I tak bardzo zgarnąć chciałeś ,ślepą losu nić.I Ty kiedyś musisz odejść,wszystkie mosty musisz spalić,spakować swoje rzeczy na zawsze,do kufra, walizki i w drogę.A to moje refleksje:Wszystkich nas to kiedyś czeka,jednych wcześniej, drugich później,jednak wszyscy razem się kiedyś spotkamy,prędzej czy później ale się znów spotkamy.Współczuję z całego serca, tulę, i patrząc na zachmurzone niebo, z którego wielu właśnie teraz płacze, modlę się,bo w tym znajduję ukojenie, oraz mam nadzieję,że i Tobie to pomoże.
OdpowiedzUsuńWierze ze jest Tobie bardzo ciezko, i zadne slowa wpelni nie opisza przez co przechodzisz... Sama probuje nauczyc sie zyc bez mojego meza, ktory odszedl 6 miesiecy temu. W piatek bedzie dokladnie 6 miesiecy... Wszyscy wspolczuja ale nie czuja tego co Ty czy ja. Kazdy ruszyl do przodu a ja czuje sie ze stoje w miejscu, nie moge zrobic ani kroku w przod ani w tyl. Cierpie wewnetrznie, i choc mam wiele wspanialych osob wokolo, to przechodze przez to wszytsko SAMA. Nie pozostalo mi nic jak tylko wspomnienia...Wiem jedno - nie czuj sie pod presja ze musisz "stanac na nogi", "czas zaczac ponownie zyc" , "badz dzielna i silna" - to ze jestes silna wiesz, a kazdy przechodzi utrate kochanej i bliskiej osoby indiwidualnie i nie mozna wszytskich wziac pod jedna kreske i powiedziec ze ten czas trwa 2 miesiace, rok czy 2 lata. Ktos powiedzial mi niedawno ze "nadejdzie ten czas kiedy obudze sie rano i wkoncu poczuje sie dobrze" --- narazie jeszce nie nadszedl i nie wydaje mi sie zeby stalo sie to wkrotce.... Ale nie trace nadzieji ze moze kiedys taki dzien nadejdzie.
OdpowiedzUsuńostatnio brak mi bylo weny tworczej ,natchnelas mnie ,podpowiedzialas..namaluje zlotego Aniola.. pozdrawiam Cie serdecznie kimkolwiek jestes..
OdpowiedzUsuńTo cierpienie nazywa się Życie.Tylko nie wiem dlaczego to tak ma byc
OdpowiedzUsuńBardzo Pani współczuję. Nie wiem, w jaki sposób dałabym radę żyć, gdyby zginął ktoś z moich bliskich
OdpowiedzUsuńTrafiłam na Twój blog przypadkiem - z onetu .Śmierć dziecka to -koniec , czerń , nicość .To ból , którego nawet nie potrafię przywołać w swojej świadomości .Taka śmierć jest nienormalna i niesprawiedliwa.Nie powinna się nigdy i nikomu przydarzyć .Rozumiem i czuję Twój ból .
OdpowiedzUsuńPrzepraszam ale nie mogę nic przeczytać - wiem że nie potrafisz inaczej i wiem że musisz inaczej żyć dalej. Oni są tam razem, a jeśli ich niema - to są tutaj - w nas. Narazie tyle.Pa
OdpowiedzUsuńTez mam nadzieje ze "kiedys Slonce bedzie znow Sloncem"... do tego czasu zyje w ciemnosciach bolu i cierpienia, tesknoty i pustki... Uplynie jeszcze wiele lez zanim wzejdzie Slonce...
OdpowiedzUsuńDroga pani L. trafiłam tutaj przez polecenie na pierwszej stroie onetu! Przykro mi bardzo ...przeczytałam Pani cały blog jestem z szokowana że tak długo trwa sprawa w sądzie że nie mogą go ukarac przez 2 lata!!!!!Moja historia jest podobna tylko że ja przechodziłam też na przejsciu dla pieszych tylko ja jakimś cudem przezyłam. to Kobieta mnie potrąciłaPani synek nic nie czuł nie czuł bólu ja na prawde nie czułam zeby coś mnie bolało i czułam ze tam w niebie jest też dobrze nie wiem jak to pani opisac ale majac wybór zostac na ziemi czy tam w tamtym momencie wybrałabym własnie by byc tam w niebie... nie wiem czemu ale czułam taki spokoj ze tam jest cudownie. Pani synek ma tam dobrze... Mnie Bóg zostawił na ziemi... widocznie jestem mu tu potrzebna! Jest mi bardzo przykro ze sprawca wypadku Pani syna nie przyszedł przeprosic ale chyba każdy sprawca jest taki sam. Kobieta która mnie potrąciła również nie przyszła ani do szpitala ani do domu było mi bardzo przykro tak chciałam usłyszec głupie słowo przepraszam ale niestety widocznie oni nie mają sumienia . Ja myślałam że sa to ludzie normalni no stało sie przeciez nie chcieli kogos zabic czy potyracic to sa ułamki sekund ale ich to nie obchodzi ja nie wiem jak można byc takim człowiekiem . Ja przeleżałam 10 dni w szpitalu ja pracuje mam 23 lata i wg prawa pozbawienie kogos powyżej 7 dni zalicza się do wypadku ale niestety policja zakwalikowała to do kolizji. Nie nawidze polskiej policji teraz wiem że kobieta załatwiła sobie z policja na miejscu zdarzenia i dostała tylko mandat karny 500zł i tyle sprawy karnej nei bedzie w szpitalu też opłaciła lekarzy bo dostałam taką karte ze szpitala że nic z niej nie wynika śmiech na sali normalnie! Jak poszłam z ta karta do lekarza bo nie dostałam zadnych laków przeciw bólowych to tylko spytał czy karte ze szpitala pisał lekarz? bardzo jestem wściekła ze tacy ludzie normalnie chodza po swiecie moga kogos potracic , zabic i nic z tego sobie nie robia nie wzrusza ich to tak jakby oni tego nie popełnili a ja chciałam tylko jedno słowo przepraszam ze ktos żałuje a tu cisza........................neurolog stwierdził przynajmniej 2 lata leczenia i co? ja mam się teraz męczyc cierpiec bac a sprawca żyje sobie i ma szczesliwe życie!chce się starac o odszkodowanie i chce przekwalifikowac moj wypadek z kolizjii na wypadek!!!!! bo ja wg policji mialam kolizje z samochodem 10dni w szpitalu i teraz leczenie... takie polskie prawotak na prawde nie wiem jakim cudem przezyłam ten wypadek!pozdrawiam
OdpowiedzUsuńKażde słowo, które Pani napisała jest piękne. Uważam, że to co się przytrafiło Pani było na prawdę straszne, ale w życiu niestety tak jest.. chociaż każdy chce, aby to spotkało kogoś innego, aby tylko nie jego. Hm.. można się zastanawiać teraz, czemu napisałam, ze to jest piękne. Po prostu odtworzyłam to sobie w myślach.. Każde zdanie, słowo, powoli sobie przeanalizowałam.. i wiem jak bardzo Pani cierpi, tak jakby widziała Twoje cierpienie.. Ale tutaj kryje się tylko prawda.. Nie możemy ciągle rozpaczać za stratą drugiego człowieka, przecież się jeszcze z nim zobaczymy w drugim świecie, ale najgorsze tutaj jest, jeżeli tracimy kogoś, kto jeszcze nie posmakował życia, kto dopiero je zaczynał...
OdpowiedzUsuńOgromne współczucie.Mam 14 lat i takie wiadomości naprawdę mnie wzruszają.Lecz jako jeszcze dziecko mogę powiedzieć "Głowa do góry"Myślę że nigdy nie zapomnę tego co przeczytałem i będę myślał o tym głębiej!
OdpowiedzUsuńBoski plan.Słyszymy o nim zawsze kiedy stanie się coś złego.Czemu Bóg w swoim wielkim miłosierdziu tak na doświadcza ?Czemu ? Doświadczył Ciebie jako matkę, zabrał to co najlepsze ale ...... czy przez swoje plany nie miał czegoś więcej w zamiarze....czy tylko chodziło mu o Twoje i Twoich bliskich cierpienie ?Sam walczę z chorobą z depresją okrutną, podstępną....Odwróciłem się od Boga, teraz brak mi go i potrzebuję jego wiary, jego siły.Twoje słowa, Twój blog, Twoje cierpienie dają mi wiarę, dają siłę do dalszej walki.Wierzę że nie tylko ja znalazłem tu pociesznie, znalazłem siłę jaka z Ciebie płynie, znalazłem wiarę że pomimo kłód walonych pod nogi trzeba dalej żyć, dalej dla innych.Dziękuje że jesteś.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałem Twoje wpisy - zastanowiłem się nad tym: co ja robie?... wiesz.. bądzmy dobrzy. Zle robie, poslugujac sie moim nickiem by wysmiewac innych. I tak jak napisałem wczesniej: Twój blog czyni dobro - niech czyni je nadal.Twoj synek moze byc z Ciebie dumny !
OdpowiedzUsuńChciałabym powiedzieć, że rozumiem, jednak moja sytuacja jest inna...Jestem dzieckiem, które straciło taką kochającą mamę, miałam tylko 17 albo aż 17 lat, ciężko jednoznacznie swierdzić. W takie ponure dni ciężko nie myśleć o tej osobie, a przecież mogliśmy siedziec teraz przy herbacie i cieszyć się ze jesteśmy, jednak nie jest nam to dane. Moja mama zmarła 3 lata temu,dokładnie w maju mineły 3 lata, nie był to tragiczny wypadek, ale na śmierć nie da się przygotować. Miała raka i odeszła, dzięki Bogu miałam przy sobie starszą siostrę, ale i tak ciężko było i jest. Myślałam, ze da sie zapomnieć, potem miałam nadzieję że chociaż da się do tego przyzwyczaić, ale z roku na rok doszłam do wniosku, że ból wcale nie maleje. Nic się nie zmieniło przez te 3 lata, oprócz tego że coraz bardziej mi jej brakuje, tyle chciałabym jej powiedzieć, a przede wszystkim przytulić. Pani pewnie też bardzo chciałaby to zrobić...czemu odebrano nam to....Kiedyś się z nimi spotkamy i będzie tak jak wtedy gdy żyli...Ściskam mocno
OdpowiedzUsuńCzytam i płaczę - nikt nie jest wstanie poczuć tego co Ty czujesz jeśli tego sam nie przeżył - tak bardzo współczuję
OdpowiedzUsuńPięknie rozwinęła Pani swoje uczucia przelewając je na elektroniczne kartki. Pozostawiam wielki szacunek. I polecam swojego bloga. www.patrycjuszkurek.bloog.pl mam tam parę tekstów, którę są podobne do Pani. Gorąco pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńwiesz... przeczytałam kilka twoich tekstów. Popłynęła mi łza. Nie jestem matką, nie byłam, ale wiem, że kiedyś nią będę. Pragnę złożyć Ci najszczersze kondolencje. Mogłabym napisać, żebyś nie załamywała się i trzymała głowę w górze. Ale domyślam się, że to usłyszałaś już wiele razy od chwili tragedii. Chcę Ci życzyć, aby Twoje serce nigdy nie zapomniało, ale pogodziło się z tym co się stało i abyś mogła żyć z tym normalnie dalej.
OdpowiedzUsuńWeszłam tutaj przypadkiem przez onet.pl pisze przypadkiem bo nigdy celowo nie szukam takich blogów:( Przeczytałam od deski do deski i ponownie przypomnial mi sie 18 sierpien 2000i nie napisze ze nie wiem co PAni czuje bo wiem zdaje sobie z tego sprawe i łączę się z Panią w Pani bólu :( mam nadzieje ze winny zostanie ukarany i poniesie konsekwencje swojego czynu a u Pani pojawi się niegasnące swiatełko w oczach które daje nadzieje na lepsza przyszlosc :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńłączę się w bólu i ocieram łzy....
OdpowiedzUsuńWłaśnie przeczytałam Twoją historie ze łzami w oczach!!!
OdpowiedzUsuńMam dwoje dzieci i gdy czytam Twoje, pełne bólu przemyślenia mróz przenika mnie do szpiku kości! Cały czas drżę o swoje maluchy i cały czas chcę je mieć na blisko siebie. Wiem, że już niedługo nie będzie to możliwe-czas płynie.Przytulam Cię mocno do serca!
OdpowiedzUsuńWielce podziwiam.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam rozmowę z Tobą. Teraz wiem i rozumiem dużo więcej....Ileż ludzi jest teraz z Tobą...
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam Twoje listy ze łzami w oczach.
OdpowiedzUsuńCałkiem przypadkiem tu się znalazłam i jestem bardzo poruszona tym co tu przeczytałam.Bardzo współczuję :( Życzę siły , dużo siły dla Pani .Ten blog zmusza do refleksji i przemyśleń .....
OdpowiedzUsuńProśba do Wszystkich: zróbmy cos pożytecznego - dzisiaj, najdalej jutro, pokażmy Autorce, że jej blog na nas wpływa - bo wpływa - że z nieskończonego zła jakie ją dotknęło, zrobimy coś dobrego i to dzięki Jej blogowi.Ja kończe z moim nickiem, przestaje pisać bzdurne komentarze a jutro postaram się coś zmienić w otaczającym mnie świecie.Wpiszmy to własnie tutaj - dajmy światu kawałek dobra, własnie tu w tym świecie w którym jest tyle zła.
OdpowiedzUsuńWitaj, "wiem co czujesz"... ile razy to słyszałaś? nikt nie wie... ja też nie, chociaż to już 4 lata opetańczej tęsknoty za mną... ale ty też nie wiesz co ja czuję... każdy czuje "coś swojego, oryginalnego, nieporównywalnego" Ale jednego możesz być pewna - lepiej nie będzie, przykro mi, ale wiem... wszyscy mi mówią, że muszę się z tym w końcu pogodzić, nauczyć z tym żyć - tyle , że ja nie chcę się z tym godzić, wolę rozmawiać z tęczą bo wierzę, że ON nią jest... tak, teraz jest tęczą - ale jest... kiedyś się jeszcze do ciebie odezwę.
OdpowiedzUsuńJak moi poprzednicy również trafiłam tu z artykułu...Przykro mi strasznie.. Ale czym jest mój smutek w bolesnym serduszku w porównaniu z Twoim.. Cieszę się, wygląda na to, że zaczyna Ci się układać.. Wróciłam do Twej pierwszej notki, czytając każdą roniłam nowe łzy... Krztuszę się tym, żałując ile cierpienia co rusz spotyka ludzi. Jak ja współczuję.. Jesteś wspaniałą kobietą i niezwykle silną. Ja jestem bardzo młoda, ale chyba bym nie przetrwała takiego wydarzenia...To czego Ci życzę, to Słońca. Słońca, nadziei i wiary. Bez nich człowiek jest bankrutem, a z nimi może iść i świat podbijać! Wygrywać z sobą...Ryczę jak bóbr. Całym sercem pragnę przekazać siebie i całą swoją ofiarę ludziom, stać się małym, ciepłym, świetlistym promykiem nadziei..By zlikwidować ludzkie cierpienie, choć tak oczyszczające... By oddać swoje serduszko, a nikt więcej już tego nie musiał przeżywać..Moja droga. Trzeba żyć. A Ty bądź sobą. Stałaś się promyczkiem...Pozdrawiam..
OdpowiedzUsuń[*]
OdpowiedzUsuńprosze spojrzec ile jest aniolow na swiecie...dzieki takim ludziom mozna zmienic swiat na lepsze
OdpowiedzUsuńwiesz...czytałam dziś przypadkiem Twoje zapiski...są TAK ssssmutne :( (choć to mało powiedziane)ryczałam tak, że mój pies przyszedł i zaczął mnie lizać i popiskiwać, żeby mi jakoś pomóc :)wiesz.....zaczęłam do Twojego Młodszego mówić potem zmywając naczynia :)..mam nadzieję, że nie jesteś zła...przy sprzątaniu tak pięknie wędrują myśli...I tak pomyślałam, że Młodszy nigdy nie umrze, Ty mu nie pozwolisz :)Najwyżej pozwolisz Mu zasnąć...Jesteś wspaniałą Matką. Wspaniałym Człowiekiem.Pozdrawiam Starszego :)
OdpowiedzUsuńmoże jak przestanę płakać to coś sensownego napiszę...
OdpowiedzUsuńMam 18 lat. Przeczytałam tego bloga od pierwszej, do ostatniej notki. Pisze Pani w taki sposób, że czytając słowo po słowie mam wrażenie, że przeżywam to samo... Niesamowity klimat tu panuje, szkoda tylko, że jest prawdziwy, a nie wzięty ze scenariusza na film...Dodaję tego bloga do Ulubionych, będę odwiedzać. Nie napiszę, że mi przykro, bo to przecież logiczne, że przykro... Napiszę po prostu ' :) ' - taki zwykły, internetowy uśmiech, ale bardzo ciepły i serdeczny. W kierunku Pani i Starszego, mojego rówieśnika zresztą.Pozdrawiam z Wrocławia, Kasia.
OdpowiedzUsuńMam tylko 20 lat. Coraz częściej zastanawiam się czy to wszystko ma sens. Nie umiem znaleźć odpowiedzi na tak wiele pytań, a jednak nie potrafię przestać ich zadawać. Być może jest gdzieś ktoś kto odpowie na Twoje i moje pytania, a wtedy wszystko znów będzie miało sens. Tego właśnie Ci życzę.
OdpowiedzUsuńMoje dziecko żyje, ale kiedy czytam Pani słowa czuję się podobnie... Prawie sześć lat temu moja córka porzuciła rodzinę dla sekty. Jej ojcem i matką stał się pewien typ w sutannie i koloratce. Boli tak bardzo, jakbym nigdy już nie miała jej spotkać. Coś zabito, zniszczono i nadal nie potrafię sie z tym oswoić. Jest obojetność, jak choroba. Brak kontaktu. Brak empatii. Brak miłości. Powie Pani, że i tak mam szczęście. Obiektywnie - tak, ale boli tak, jakby Magdy już nie było . Śmierć jest taka straszna, bo wobec niej jesteśmy bezradni. Tak samo bezradna jestem ja. Wszystkie starania dotychczasowe na nic. Kto powiedział, że nadzieja umiera ostatnia? W takim razie jej pogrzeb mam za sobą.Jest Pani wspaniałą, dzielną kobietą i dobrze, że drugi syn jest wciąż z Panią. Proszę przyjąć ode mnie same ciepłe myśli...
OdpowiedzUsuńJa też trafiłam tutaj z pierwszej strony onetu.Przeczytałam wszystko........i nigdy nie odważyłabym się powiedzieć,że wiem co Pani czuje.Nikt nie jest w stanie wyobrazić sobie takiego bólu,nikt kto nie stracił dziecko.Tak nie powinno być,nie ta kolejność.......rodzic nie powinien żegnać swego dziecka.Sama mam dwoje....i nie wyobrażam sobie....nawet nie chcę.Jednak wydaje mi się,że w takich sytuacjach,to jednak czas jest najlepszym sprzymierzeńcem.Mnie tylko on pomógł po stracie bliskiej osoby.Życzę Pani wszystkiego najłatwiejszego w życiu.
OdpowiedzUsuńwitam,pewnie ci nic nowego nie powiem ale pamietaj ze bog sie nigdy nie myli, nie ma zycia bez krzyza to co teraz sie dzieje w twoim zyciu to jest krzyz ktory warto niesc i isc z nim przez zycie i tylko wtedy zycie ma sens.
OdpowiedzUsuńNie wiem co czujesz. Mam tylko 13 lat. Ale łzy płyną mi po policzku jedna po drugiej. Nie dam ci słów otuchy , bo i tak mnie nie posłuchasz . Sama jestem dzieckiem. Lecz gdyby ktoś z moich bliskich umarł , też moje życie straciłoby sens. Życzę Ci abyś dała sobie radę.
OdpowiedzUsuńPłaczę jak czytam nie dlatego że Twoje dziecko odeszło do wieczności .Jestem tu dość długo wpisuje się od niedawna.Płacze bo z polecenia >>onetu<< o Tobie o Was dowie się ( i całym sercem w to wierzę) więcej dobrych aniołów które pomogą iść dalej.....Tchnąłeś we mniegarstkę optymizmuposypaną szczyptą nadzieiktóra rozrasta sięprzy każdym naszym spotkaniu.Tchnąłeś we mnieodrobinę dobrego humoruprzyprawianego delikatnymuśmiechem na twarzy.Tchnąłeś we mnieto wszystkociągnąc mnie zogromnej,czarnej dziury...Wierz mi!Byłam blisko dna...
OdpowiedzUsuńplacze i otulam razem z twoim aniolkiem, ktory zawsze juz pozostanie przy Tobie .....
OdpowiedzUsuńTak zwyczajnie. Nie ma nieba. Nie ma piekła. Nie ma dobra. Nie ma zła. To wszystko wymysly i ludzkie miary. Nijaki świat to pewnik. Realny jest tylko ból w ciemnym pokoju. I ta cisza. O tak. Nie współczuę już nikomu. Tobie też.kartacz@mailinator.com
OdpowiedzUsuńWiem że bardzo Ci jest ciężko ale pomyśl i tym "żyj" iz śmierć to tylko zmiana a nie koniec egzystencji!!!, zmiana życia tu na ziemi na zycie w innym wymiarze Twój syn żyje nadal po drugiej stronie poszedł za kurtynę smierci w kierunku światła i napewno jest juz w domu Boga który już wcześniej dla niego przygotował umiera tylko ciało fizyczne a ciało astralne -czyli dusza dalej żyje. On Cie widzi i być może jest przy Tobie pamiętaj nie płacz bo wtedy mu będzie bardzo ciężko mow do niego tak jak by był obok Ciebie on Cie słyszy poproś Boga o kontak z nim podczas snu to jest tzw: ADC we śnie,duzo bym mogła o tym pisać miałam kidyś podobny problem nie dotyczył on śmierci mojego dziecka ale temat był bliski,zwróciłam sie o pomoc: podaje Ci link "AFTERLIFE KNOWLEDGE "BRUCE MOEN tam otrzymałam pomoc to ukoiło mój ból napewno Tobie też pomogą Ci ludzie jak chcesz to do mnie napisz. Jestem z Tobą całym sercem i zTwoim dzieckiem całuje Was.bjurys@op.pl
OdpowiedzUsuńprzeczytałam całego bloga, jesteś bohaterką mimo tego iż wydaje Ci się , że nie oddychasz...nie żyjesz, jesteś moją bohaterką....
OdpowiedzUsuń...łzy anioła, bół piekielny...
OdpowiedzUsuń...ból...bezdenny smutek... tułacz serca... wypala w nim ranę, której zagoić nie sposób... słowa... tylko one nie przeminą... zostawią po nas... zostawią żal... zostawią gorycz... każdą najmniejszą myśl... w bezsilności... "kap.. kap.. płyną łzy" ...z wyrazem...nieopisanej... ...marduk...
OdpowiedzUsuńWspieram milczeniem...
OdpowiedzUsuńDobrze,że Jesteś
OdpowiedzUsuńpłaczę z Tobą... no-angle-blog
OdpowiedzUsuńna pani blog trafiłam dzis z onet.plmam 21 lat na początku tego roku zmarła moja mama, ja wiem że to nie to samo, że to inne uczucia, emocje, przeżycia, ale każda strata bardzo boli, i nigdy nie przestaje, czasami może słabiej może lżej ale zawsze jest coś co przypomina co wywołuję łzy...wiele pani przeszła ale widać jest pani silną kobietąpowodzenia
OdpowiedzUsuńNie mozna wyrazic zadnymi slowami Twojego bolu i rozpaczy slowa to tylko slowa ja lacze sie z Toba sercem i przesylam Ci goraca milosc zycze z calego serca wytrwania abys ktoregos dnia obudzila sie bardziej radosna w Twojej mece .Tu na ziemi wszyscy musimy cierpiec chociaz to bardzo niesprawiedliwie a najgorsze to dlaczego?Moja kochana jestem z Toba wiem ze bol matki nie rowny jest z zadnym bolem. Sciskam Cie bardzo mocno.
OdpowiedzUsuńnie wiem od czego mam zacząć. przeczytałam Twój blog. nie będę Cię chyba pocieszać bo to Ci nic nie da. opowiem Ci w skrócie moją historię:mam lat 30 z malutkim haczykiem.męża i 2 dzieci.starszy chodzi już do szkoły, a młodszy... ma 2 lata (prawie) i jest WYJĄTKOWY.urodził się zdrowiusieńki (mimo że od początku ciążę i mnie prześladował pech).ale po porodzie zarazili go smiertelnym świństwem i nie chcieli słuchać że z małym jest coś nie tak. poszliśmy do domu.a po kilku dniach pędziliśmy w nocy z powrotem do szpitala.mały nie jadł,ciągle spał i dostał temp.(noworodek!).podłączono mu tylko kroplówki.nikt mi nic nie powiedział.na drugi dzień przeprowadzono badania.wynik powalił mnie-ropne zapalenie opon spowodowane sepsą.szanse na wyleczenie-żadne.ale udało sie!przeżył!ale powikłalo się wodogłowiem.ma zastawkę w główce.rozwija sie jak inne dzieci.a mówili że będzie rośliną.i tylko ja WIEM ile mnie to kosztowało zdrowia i nerwów.
OdpowiedzUsuńzadne slowa nie wyrarza Twojego bólu.. totez nie napisze 'bedzie dobrze' to byloby smieszne...powodzenia .. masz jeszcze kogo kochać...
OdpowiedzUsuńTrafiłm i przczytałam. Jest mi strasznie przykro. Słowa - wszystko będzie dobrze przychodzą mi do głowy jedynie. Nie będzie dobrze, będzie inaczej....
OdpowiedzUsuńBól jest częścią życia ale Ty wiesz o tym najlepiej... nie wiem co napisać po przeczytaniu wywiadu z Panią... jest mi po prostu ciężko na sercu...Współczucie to chyba za mało... ale pozytywna myśl o Tobie i Twoim Aniołku...
OdpowiedzUsuńchciałam jeszcze dodać do mojego poprzeniego komentarza że wiem jak to jest kiedy dziecko umiera ci na rękach. chociaż moje cudem przeżyło. i wiem jak to jest kiedy nikt cię nie rozumie.wszyscy na mnie patrzą jak na idiotkę - przecież mały przeżył, o co mi chodzi???chyba kompletnie zwariowałam! i NIKT nie rozumie że to jest trauma na całe życie. bo przecież z wodogłowiem można żyć. i ja o tym wiem, ale ...ściskamy Cię mocno - ja i moje małe cudo - siedzi mi teraz na kolanach.
OdpowiedzUsuńNie mozna wyrazic zadnymi slowami Twojego bolu i rozpaczy slowa to tylko slowa ja lacze sie z Toba sercem i przesylam Ci goraca milosc zycze z calego serca wytrwania abys ktoregos dnia obudzila sie bardziej radosna w Twojej mece .Tu na ziemi wszyscy musimy cierpiec chociaz to bardzo niesprawiedliwie a najgorsze to dlaczego?Moja kochana jestem z Toba wiem ze bol matki nie rowny jest z zadnym bolem. Sciskam Cie bardzo mocno.
OdpowiedzUsuńProsze Pani,powiem Pani bardzo szczerze, ze nigdy, nigdy nie chcialbym byc w Pani sytuacji i mam nadzieje, ze moja rodzina nie zostanie tak doswiadczona.Wystarczy, ze kiedy czytam Pani historie, lzy cisna sie do oczu. Po prostu.Chociaz to nic nie znaczy, jestem z Pania tak jak wiele osob.Chyba trzeba wierzyc w Boga i miec nadzieje, ze kiedys spotkamy sie ze swoimi dziecmi znowu.Nie wiem jak sie pochyla glowe, ale prosze uwierzyc, pochylam ja.
OdpowiedzUsuńNie wiem co napisać, przesyłam Ci moje najlepsze, najcieplejsze i najserdeczniejsze myśli....
OdpowiedzUsuńPodziwiam Cię jak nikogo innego. Jesteś twarda. Jesteś niesamowita. Żyj z wiarą na lepsze jutro. Co Cię nie zabije podwójnie wzmocni Cię, pamiętaj o tym. Więc walcz! serdecznie pozdrowienia
OdpowiedzUsuńCzasem jest nam źle, czasem jest smutno i pusto. Obejrzyj proszę http://www.youtube.com/watch?v=vtt6Ns4Nkqs a zobaczysz, że w tej samotności nie jesteś sama
OdpowiedzUsuńHejka. Nie możesz zatapiać się w sobie. Łzy nie mogą ciągle płynąć. Czas płynie, życie płynie, wszyscy i tak się spotkamy w tym samym miejscu. Wszyscy i tak się w końcu przytulimy. Ale póki co ŻYJ, ŻYJ, ŻYJ i przestań się mazać bo nikt kto odszedł tego od Ciebie nie oczekuje. Masz żyć i za nich i cieszyć się tym.
OdpowiedzUsuńTo co Pani pisze ,jest piekne,ale nie chcialbym tego doswiadczyc co Pani,-to prawdziwa tragedia.Jestem calym sercem z Pania.
OdpowiedzUsuńTak często pytamy: dlaczego? Odpowiedzi wciąż brak. Tak często nie mamy wpływu na to co się dzieje. To czego doświadczyłaś to najgorsze co może spotkać matkę. Nie wiem jak ogromny ból czujesz, domyślam się tylko że jest wszechpotężny i wszechogarniający. Pierwszy raz tu zajrzałam, ale wiem że nie ostatni. Popłaczę razem z tobą. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńZacząłem czytać i bolesne wspomnienia wróciły z całą siłą. Pobeczałem się jak bóbr..... Półtora roku temu, 4 rano - dzwonek do drzwi - Kto tam? - Policja, proszę otworzyć - Co się stało?!!!!! - Zdarzył się nieszczęśliwy wypadek, państwa syn nie żyje. Od tego czasu wszystko jest inne, po prostu mało ważne.Bardzo Pani współczujemy razem z żoną i myślę, że przynajmniej w części rozumiemy Pani ból i uczucia.
OdpowiedzUsuńKochanie! Rozumiem! Współodczuwam, bo moje ukochanie jest pod opieka onkologiczną. Taaak...życie jest bolesne ale jakże piękne, a to piękno mozna odnaleźć w Twoich tekstach, a poprzez nie w myślach.... Kurcze... Jestes naprawdę piękna, fajnie że masz starszego
OdpowiedzUsuńMam 16 lat, i rzadko płacze, pani historia wycisnęła ze mnie wszystkie łzy. Podziwiam panią za wytrwałość, siłę i ogromną niezłomną miłość do synów.Pozdrawiam serdecznie. Maciej.
OdpowiedzUsuńOd dziś o Tobie wiem i noszę Cię w sercu!
OdpowiedzUsuńWszyscy zaśniemy współczuję serdecznie mam 2 synów ciągle się bojęjeden ma konflikt z prawem i boję się boję...
OdpowiedzUsuńPrzykro mi bardzo, podziwiam pania za wytrwałość... to straszne przez co pani przechodzi... ;(
OdpowiedzUsuńKorzystając w wolnego dnia, kiedy nic nie muszę, nigdzie się nie spieszę, postanowiłam wejść do blogowego świata. Trafiłam tutaj. Nie potrafię wyrazić słowami tego, co czuję po przeczytaniu Pani postów, a więc kawałka Pani historii. Sama nie osiągnęłam jeszcze nawet wieku pełnoletności, nie mam więc dzieci, nie mogę wiedzieć co Pani czuje. Nie mogę rozumieć. Mogę się jedynie domyślać i napisać jak bardzo jest mi przykro. Zwłaszcza, że sama kilka lat temu po dość traumatycznym przeżyciu, próbowałam popełnić samobójstwo. Nie udało mi się, ale dopiero teraz widzę jaką krzywdę mogłam wyrządzić mojej mamie. Nie miałam prawa skazywać jej na takie nieszczęście, taki ból. Teraz, kiedy wraz z każdym czytanym zdaniem z Pani postu, kiedy wyobrażam sobie Pani cierpienie i ból, mam ochotę się zasztyletować, za swój potworny egoizm. Przepraszam, że piszę to Pani, ale po przeczytaniu większości postów, po prostu musiałam.Ślę ciepłe pozdrowienia i życzę dużo siły. Na pewno, Pani synek, obserwując świat z góry, uśmiecha się i jest dumny, że ma taką dzielną mamę. ; )
OdpowiedzUsuńnie wyobrażam sobie co Pani czuje i mam nadzieję, że nigdy nie będę musiała...jest Pani zwykłą - niezwykłą osobą
OdpowiedzUsuńPochylam się nad Twoją tragedią i smutkiem. Całym sercem jestem z Tobą...
OdpowiedzUsuńNie mogę powstrzymać się od łez kiedy to wszystko czytam, chciałoby się powiedzieć, że rozumiem Pani ból ale jestem pewna, że nikt nie potrafi sobie nawet wyobrazić co Pani czuje, ja nawet nie jestem matką, żeby móc bliżej to zrozumieć... wiem, że pocieszanie obcej osoby nic nie da......... Pani Syn na pewno czuwa nad Panią i stara się prowadzić dalej przez życie szczęśliwą drogą, tak jak Pani prowadziła Syna przez te lata, dopóki ktoś bezmyślnie nie odebrał mu życia [*]
OdpowiedzUsuńPłaczę razem z Tobą ....
OdpowiedzUsuńA czy Twoj syn chcialby zeby jego mama ktora przy nim byla do konca byla tak bardzo nieszczesliwa ???Czy chcialby twoje serce napelnic radoscia , miloscia, spokojem ??? Czy chcialby zebys pomogla jego bratu przejsc przez zycie ...?
OdpowiedzUsuń[*]
OdpowiedzUsuńpodobnie jak inni zobaczyłam Pani blog na stronie onetu...przeczytałam całość jednym ciągiem...i nie jestem w stanie sobie wyobrazić takiej tragedii i tego co może Pani czuć...bardzo współczuję...i idę do męża powiedzieć jak bardzo go kocham...jakie to ważne żeby mówić o tym naszym bliskim kiedy jeszcze są z nami...
OdpowiedzUsuńMam do Pani pewną prośbę. Przeczytałam tego bloga - ciurkiem, od razu, cały. Nasunęło mi to pewne refleksje. Sama bloguję. Dlatego w moim zakątku Sieci postanowiłam o tym, co mi się nasunęło, napisać. Równie dobrze mogłabym to uczynić bardziej prywatnie, ale nie chciałam. To rodzaj jakby otwartego listu, do Pani. Żeby podziękować. Mam nadzieję, że Pani zajrzy, przeczyta i odpowie. www.mes-mysli.blog.onet.pl PozdrawiamMes.
OdpowiedzUsuńBrak słów, tylko oczy pełne łez.
OdpowiedzUsuńChwilami żałuję, że to wszystko nie skończy się już. Ot tak.Niesamowicie piszesz. Pięknie, ujmująco, przekazując 'fragment' swojej duszy...
OdpowiedzUsuńśmierć spotyka każdego. raz starszego raz młodszego...czasem jest tak że prosi o nią cierpiący a inny walczy gdy powinno być inaczej. możesz zawsze myślec że jest jeszcze Starszy, który był z młodszym w brzuszku, że razem ich nosiłaś, że jest częścią jego!a możesz byc pewna że on jest przy tobie :) przecież by nie zostawił tak zupełnie mamusi ! ;) przeczytałam cały blog od początku do końca. nie potrzebowałaś tego naszego pisania ale może młodszemu było miło że właśnie z innymi się tym dzielisz? ;) [*]
OdpowiedzUsuńZnalazłam link do tego bloga na onecie.Bardzo Pani współczuję.Czy nie chce Pani, albo nie może adoptować innego dziecka? Czy myślała Pani o tym?Może warto komuś dać swoje uczucie?Pozdrawiam,
OdpowiedzUsuńBoze wspolczuje przykro mi;(;(
OdpowiedzUsuńŻycie jest okrutne, niesprawiedliwe i nieprzewidywalne. Czytając Twoje wypowiedzi czułam i czuję nadal ogromny ból w sercu. Po policzkach spływają mi zimne strumienie łez. Czuję się okropnie. Jestem egoistyczna. Porównując Twoje przeżycia do moich... Teraz nie rozumiem jak mogłam załamywać się takimi błahostkami. Wyjdziesz z tego. Pamięć i miłość zostaną na zawsze, ale tak niewyobrażalny ból złagodnieje. Całuję.
OdpowiedzUsuńwspółczuję.... Mój aniołek ma 3 lata i od 3 codziennie lat drżę o niego...nie wyobrażam sobie że mogloby go nie być...trzymaj sie dziewczyno...
OdpowiedzUsuńPewnie będę jakąś dziewięćdziesiątą którąś zostawiającą swoje słowa tutaj pod Twoją notką. Ale zostawię je bo chcę Ci podziękować. Za to, że pokazałaś jak bardzo trzeba troszczyć się o swoje dzieci. Jak nie zatracać się w bólu, bo te które zostają na świecie nie mogą cierpieć naszym cierpieniem po stracie drugiego dziecka... Ja też staciłam swojego Maluszka. Pewnie dla Ciebie mój ból wyda się mało porównywalnym bo ja swojego dziecka nie zdążyłam nawet przytulić, ale to też boli... I teraz rozumiem jak bolało to moje starsze dziecko kiedy ja zapadałam się w swoim niebycie... Dziękuję...A Tobie życzę spokoju i wytwalości w życiu... Kiedyś będziecie razem...
OdpowiedzUsuńCzytam i płaczę, też mam 10 letniego syna......życzę dużo siły
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam notatkę o pani, na stronie onet.pl. Tam znalazłam adres pani bloga. Bardzo mi przykro z powodu pani syna. Podziwiam panią, ze mimo wszystko ma pani chęć do życia. Choć zapewne jestem od pani dużo młodsza, staram się panią zrozumieć. Wiem, ze nikomu nigdy się to pewnie nie uda, bo to pani to przeżyła, ale jednak pani historia bardzo mnie poruszyła. Pomyślałam sobie: "dlaczego to jest takie niesprawiedliwe..." To przytrafia się bardzo rzadko, dlaczego akurat spotkało panią? Nie wiem.. Nie znam odpowiedzi na to pytanie i nigdy nie poznam, jednak gdy czytałam o tym co wydarzyło się parę miesięcy temu przed pani domem, łzy zaczęły mi spływać po policzku. Jednak, gdybym przez przypadek natrafiła na pani bloga, a nie wiedziała o tym co się stało, pomyślałabym, że jest pani nieszczęśliwą osobą, ale nigdy nie domyśliłabym się, że jest pani matką. Nie zagubiła się pani we własnym życiu, nie utopiła się we własnych łzach... Jak anioł poleciała pani dalej przez życie.
OdpowiedzUsuńI wyjdzie po Ciebie Twój kochany Aniołek i powie jesteś najlepsza mamo.
OdpowiedzUsuńDziękuję.
OdpowiedzUsuńRyczałem...dobrze, że nikt nie widział. Strach mnie ogarnia jak pojawia się myśl "a gdyby moje dziecko... " Ściskam mocno.
OdpowiedzUsuńzajrzałam do Pani z głównej strony onetu, przeczytałam wszystkie wpisy-płakałam. Współczuje. Życze siły do dalszego życia, szybkiego i sprawiedliwego zakończenia procesu sądowego.
OdpowiedzUsuńtrafiłam tu przez onet.pl .. mam dopiero 16 lat a bardzo pani wspolczuje, czytałam Pani notki przez prawie dwie godziny i czasem aż łzy poleciały.. Nie wiem co moge pani powiedzieć bo jestem jeszcze dzieckiem.. ale naprawde życze żeby była Pani silna, i żeby sprawa sie wkoncu zakonczyła oczywiscie jak najlepiej. i mam też nadzieje że kiedyś doda Pani jakieś zdjecie, swoje. jak jest wkońcu uśmiechnięta i pełna siły.. pozdrawiam!!
OdpowiedzUsuńDwa lata w dwie godziny - tyle czasu zajęło mi przeczytanie Twojej historii. Ryczałam jak dziecko, nawet teraz pisząc mam gluchę w gardle, a łzy same lecą. Nie mam odwagi napisać, że wiem co czujesz, bo nie wiem. Ja też straciłam swoje dziecko, tylko nigdy nie zobaczyłam jego uśmiechu, nigdy nie mogłam przytulić, było we mnie zaledwie trochę ponad dwa miesiące. Po jakimś czasie dziękowałam, że stało się to po dwóch miesiącach, bo jakbym urodziła a potem by mi je zabrano to na pewno bym nie przeżyła. Najgorsze było gdy w "moim terminie" rodziły koleżanki - tak ciężko było patrzeć na ich dzieci i miłość w oczach nowych matek. Mój dzień to 15 października - Dzień Dziecka Utraconego. Przytulam i płaczę razem z Tobą, ryczę, krzyczę, wyję...
OdpowiedzUsuńJesteś wspaniała. Niby taka zwyczajna a jednocześnie wielka. Chce mi sie krzyczeć z rozpaczy, z bólu, serce mi pęka i nie potrafie wydusić z siebie słowa.Tak strasznie mi przykro i ta bezradność.... Też jestem mamą i też dwóch synków. Trzymaj się cieplutko.
OdpowiedzUsuńprzeczytałem, od października do listopada, kilka razy zapłakałem, może dzięki Pani wołaniu będę się jeszcze bardziej starał być dla mojego10 letniego, mieszkającego z dala ode mnie syna...dziękuję, serdeczne życzenia...
OdpowiedzUsuńAle zanim zasniesz... przyjmij do wiadomosci, ze na liscie tragicznie doswiadczonych nie jestes na pierwszym miejscu, ba, nie jestes nawet w strefie medalowej. Ja mysle, ze jestes gdzies w dolnej strefie stanow srednich.Zanim zasniesz...pomysl, czy Mlodszy bylby szczesliwy widzac Cie w ustawicznym dole? Jak bardzo boli go to, ze jego brak, ( a przeciez nie z jego winy) tak bardzo Ciebie unieszczesliwia. Za zycia poakazywalas Mu tylko usmiechnieta buzie, a teraz?Zdecydowanie za wczesnie na sen!!!!PS.Wrzucilem Twojego bloga do moich 'favorite' i bede do Ciebie kukal.Czasem.Zebys nie zasnela.
OdpowiedzUsuńnie rozumiem i nawet się nie staram po prostu przytulam i kołyszę w smutku
OdpowiedzUsuńNiestety od prawie 9 miesięcy wiem co czujesz. Twój blog oddaje moje i żony uczucia co do joty. Jakbyśmy nadawali na jednej fali. Z tego co wiem większość ludzi w naszej sytuacji odczuwa to samo i ... chyba nie pogodzimy się ze stratą do końca naszych dni. Trzymajmy się jakoś wewnętrznie, bo z zewnątrz ludzie już przestali cokolwiek widzieć.
OdpowiedzUsuńKochanie czytam to i serce z bólu mi pęka widząc jak pogrążasz się w smutku, musisz nabrać powietrza i zacząć żyć na nowo jeśli nie dla siebie to dla innych, tych, które świerzo doznały tego co Ty wskaż im drogę jak żyć pomagajcie sobie na wzajem my tak robimy mamy dzieci niepełnosprawnych i wiesz jest troszkę lżej wiadomo to nie to samo co mieć go przy sobie ale wiedząc, że żyjesz i cierpisz dla innych to nadaje życiu sens. Namawiam Cię załóż grupę wsparcia.
OdpowiedzUsuńŁzy napłzwaja do oczu!!! przytulam ,badz silna!!!
OdpowiedzUsuńa jak mają coś widzieć i czuć ci co nigdy takiego nie szczęścia nie doświadczyli nawet wyobrazić się tego nie da, pozostaje tylko dziękować Bogu że wszystko jest dobrze i że co noc wszystkie dzieci są zdrowe i w swoich łóżeczkach
OdpowiedzUsuńprzeczytałam cały Twój blog w jeden wieczór i bardzo sie przy tym wzruszyłam. Zrozumiałam uczucia matki do dziecka i wiem co musi przeżywać moja Mama za każdym razem jak wychodze z domu..do szkoły do której trzeba dojechać, na spacer, do sklepu, późnym wieczorem wracam od koleżanki. Kiedyś zastanawialam sie jakby to bylo gdyby mnie dla niej zabraklo i wiem ze nie moge do tego dopuscic.Trzymaj się ciepło w te chłodne jesienne wieczory!
OdpowiedzUsuńTylko na myśl o próbie wyobrażenia sobie, co możesz czuć, łzy same się wyciskają... Boję się nawet spróbować. Nie potrafię wyrazić jak bardzo mi przykro, tak jak nie potrafię tego zrozumieć. Będę tu zaglądać. Piękny blog.
OdpowiedzUsuńnie bylam, ale jestem i bede... mimo kilometrow... przytulam mocno
OdpowiedzUsuńczytając tego bloga jestem z Panią całym sercem. Nie da się przejść obojętnie obok czyjegoś nieszczęścia. To co Pani pisze jest smutne ale zarazem bardzo piękne. Łzy same płyną po policzkach. Pozdrawiam i jestem.
OdpowiedzUsuń.....ilość otartych łez dzisiaj ....trafiłam na Twój blog z onetu ..... sceptycznie przyznaje .... bo nie czytuje .....mam ciężki okres w życiu .....ale na pewno nie tak jak Twój.....nie mam dzieci.... i nawet ich wizja mi zaczyna znów uciekać ...rozwala mi się to co buduje i co ma a być może miało się zakończyć slubem w przyszłym roku.....przeczytałam.....i dobrze ze laptop cierpliwy i można pisać a nie trzeba mówić ..... i nawet spadające łzy nie są mu aż tak straszne.....Chyle czoła przed Tobą ....cały czas myślę o tym co Pisałaś...pozostawiłaś ślad ...we mnie odcisk ale nie ten co uwiera i co go trzeba przebić ...ale ten co daje motywacje... siłę by iść do przodu.... Wierzę ze w końcu nadejdzie dzień w którym usłyszysz WINNY...i może ... może to będzie właśnie ten dzień kiedy zaczniesz znów ODDYCHAĆ ....
OdpowiedzUsuńDzięki Pani synkowi uświadomiłam sobie jak bardzo kocham swoją córeczkę i co jest w życiu naprawdę ważne. Myślę, że każde nieszczęście ma swój sens. Mimo Pani ogromnego cierpienia, dziękuję. Szczęście na Panią czeka gdzieś tam, wysoko. Proszę w to uwierzyć. Umierający ojciec ks Makulskiego tak go błogosławił: "życzę ci synku abyś umarł jako niewinne dziecko, albo jako dobry człowiek". Pani syn miał to szczęście. Nie został zepsuty przez całą potworność tego świata. Proszę tak myśleć, mimo swego bólu...
OdpowiedzUsuńzobacz teraz jak Bóg musiał i musi kochać ciebie i nas (ludzi) że dał życie za życie!!?? posłał na śmierć swego Jedynego Syna - Jezusa Chrystusa - który umarł męczeńską śmiercią - haniebną śmiercią w tamtych czasach - po to by wyrwać cię i wybawić od śmierci i przyszłej wieczystej męki!! zobacz jak cenna jesteś w Jego oczach że umarł za ciebie! Pamiętaj, że Artur do ciebie nie wróci, ty w końcu pójdziesz do niego - jestem pewien że On by nie chciał byś wylądowała w tym strasznym miejscu - chciałby spotkać się z tobą w niebie - jestem pewien że jest teraz w niebie - bo piekło i niebo są bardziej realne od tego świata co ty widzisz!!Bóg jest 1000krotnie bardziej realny od twego starszego syna! Jezus cię kocha, Agato, i chce byś oddała Mu swoje serce do końca i wyznała że jest Twoim Panem i Zbawicielem, On jest żywy, chce być Twoim przyjacielem i wsparciem na maxa, a jak twój czas dobiegnie końca na tej "przejściowej" ziemi, chce się spotkać z tobą w niebie i chce byś była szczęśliwa! Jezus Cię kocha!! Niech Bóg cię błogosławi, i strzeże twoje serce! spróbuj Go poznać jako swego przyjaciela, a zobaczysz, On ci w niewyobrażalny sposób pomorze i pocieszy!
OdpowiedzUsuńŚwiat jest nierównością, trudno to wszystko zrozumieć. Z modlitwą i pamięcią.
OdpowiedzUsuńwspółczuję....bo co można napisać...kto nie przeżył nie zrozumie.ściskam cieplutko
OdpowiedzUsuńOgrom Twojego cierpienia jest niewyobrażalny...Twoja historia pokazuje, że los potrafi być niesamowicie okrutny i niesprawiedliwy. Ale mimo to żyjesz i musisz żyć jeszcze wiele lat. Bo w końcu jest Twój drugi syn, równie cudowny co Twój młodszy aniołek. Dla niego musisz być silna i jestem z Ciebie bardzo dumna bo potrafisz być wspaniałą matką. Mimo tragedii, jaka Was dotknęła, mimo cierpienia, które tak bardzo pali w środku. I na pewno zdajesz sobie z tego sprawę, że Twój starszy syn to ogromny dar bo dla Niego jesteś, nawet w najgorszych chwilach. Na końcu chciałam powiedzieć, o jednej rzeczy. Kochana, musisz spotkać się z dobrym psychoterapeutą. Chyba, że już się spotykasz. Niektórzy ludzie boją się, że tzw. specjaliści chcą abyśmy zapomnieli o przeszłości. A przecież tego nie chcemy. I oni też tego nie chcą. Wspomnienia zawsze zostaną, tragedii też nie można wymazać. W końcu Twojego syna materialnie nie ma przy Tobie. Ale oni pomagają w jakimś stopniu pogodzić się z tym co się stało. Nie można cofnąć czasu, choć wiem, że tak bardzo byś chciała. A skoro musisz i mam nadzieję, że chcesz żyć dalej musisz pozwolić sobie pomóc. Aby choć trochę złagodzić ten niewyobrażalny ból. A nawet jeżeli nie jestes gotowa zrobić tego dla siebie zrób to dla Twojego wspaniałego starszego syna. I młodszego aniołka też. Nic nie przyniesie im takiej ulgi, jak ukojenie Twojego bólu...Pozdrawiam z nadzieją na lepsze jutro.
OdpowiedzUsuńDowiedziałam sie o tym blogu z artykułu na onecie... W 1.5 godziny przeczytałam calość, wszystkie lata. Przy 2007 roku zwyczajnie sie rozpłakałam, nie wiem co czujesz, moge sobie to tylko wyobrażać. Jestem pełna podziwu dla Ciebie, że tak sobie z tym poradziłaś. Wielkie brawa! Będe tu zaglądać. Trzymaj sie mocno :*
OdpowiedzUsuń..pisanie dla Ciebie...to jest jak oddychanie dla człowieka...hm...ciekawe czy tak do końca zdajesz sobie sprawę..................jak piękne słowa...piszesz a ta opowieść o bliźniakach..///nie wiem kto wymyślił to..//ale..dały mi tyle do myślenia...jakie porównanie...wiesz..nigdy nie wiemy jak role nam przydzielił Bóg......nie zawsze rozumiemy rzeczywistość..ten świat...oddychaj dalej tym pisaniem...wyzwalasz u innych ludzi...myśli...różne uczucia...pozdrawiam...///dasz radę....walcz o siebie....
OdpowiedzUsuńOstatnie 2-3 godziny spędziłem na Twoim blogu, próbując siłą powstrzymać łzy... Całe życie staram się uchodzić za twardziela - typowego "Macho". Ale kompletnie rozkleiłem się czytając Twoje wpisy. Nieopisany ból, rozpacz dały Ci siłę by pisać, pięknie piszesz ( Mówi się, że sztuka rodzi się w cierpieniu). Życzę Ci jak najlepiej. A od dna można się już tylko odbić.
OdpowiedzUsuńWszystko należy do Boga...i nasze miłowanie i nasz smutek..
OdpowiedzUsuńNie mogę się ruszyć z miejsca po przeczytaniu Pani bloga... łaczę się z Panią w bólu...
OdpowiedzUsuńPopłakałem się.
OdpowiedzUsuńNie potrafie czytac Twojego bloga. Lzy mi leca jak groch.Mam dwuletniego Synka i nie wyobrazam juz sobie zycia bez Niego. Pomyslalam, ze nigdy juz na Niego nie krzykne....Caluje Cie mocno Agatko.
OdpowiedzUsuńTak bardzo mi przykro. Przesyłam Ci moc uścisków..
OdpowiedzUsuńA ja prosze Redakcje Onetu o interwencję w sprawie autorki blogu !Zamiast beczeć przy czytaniu tego naprawdę pięknego i pełnego wzruszeń bloga, zróbmy coś ! Łatwo jest płakac i współczuć, trudniej coś zrobić. Mnie ogarną smutek, pociekły łzy, ale też i pięści zacisnęły się do granic bólu, czytając o poczynaniach "Orłów Temidy".Pokażmy, ze jestemy solidarni, że potrafimy razem coś zrobić, że Polski Internauta, to nie głupi komentarz, ale przedewszystkim człowiek z rozumem i sercem !Jesteśmy z Tobą Szanowna Autorko !W tej chwili wysłałem takiej oto treści email na adres onetu:"Sznowni Państwo !Z nieopisanym żalem i smutkiem przeczytałem blog zamieszczony pod linkiem: http://lorely.blog.onet.pl/5256028,394253677,1,200,200,82057219,394253677,6633406,100,forum.html.W skrócie: matka po utracie dziecka zabietego przez kierowce (na przejściu dla pieszych przy zielonym świetle - a więc z PREMEDYTACJĄ) od 2 lat walczy w sądzie o sprawiedliwość.Czy redakcja onetu zamierza zająć się ta bulwersująca sprawą?Jak długo w RP "zabójcy za kółkiem" będą chować się za opieszałością sądów i kretynizmem biurokratów ?Bardzo proszę o zajęcie sie tą sprawą.Z poważaniemT.K."
OdpowiedzUsuńcokolwiek bym powiedzial to byłby banał, nic w porównaniu z tym co możesz czuc, żadne współczucie,-jak mozna współczuc jesli się tego nie przezyło,jeśli się tego tak naprawde nie czuje... czasem ból dławi oddech......życie.Kim jesteśmy, jaki jest sens naszego istnienia, jak jest nasza misja na ziemi, zanim przeminiemy ?Może ból nas kształtuje, moze wydobywa z nas piękno, a może z innych wydobywa człowieczeństwo... nie wiem.Złamane serce nie musi byc suchą pustynią,nie,nie jest nią. Staje się twarde, staje się diamentem, różą,aniołem.............Przepraszam.
OdpowiedzUsuńTak znajoma wydała mi się ta historia i miałam rację. Pozdrawiamwww.cassiopeae.wordpress.com
OdpowiedzUsuńWłaśnie przeczytałam cały twoj blog od deski do deski. Uwazam ze jestes wyjątkowa!! NIe mam poprostu pojęcia co napisac a chciałabym tyle madrych rzeczy tutaj zawrzec... wiem jedno na pewno dzisiejszego wieczora zastanowie sie nad swoim zyciem nad kontaktami z innymi ludzmi nad wszzystkim ... Jestes dla mnie jak drogowskaz! Dziękuję ci za to i z całego serca życzę ci abyś była dzielna i wygrała tą sprawę w sądzie A czy B czy C czy D! Życzę powodzenia WILEKA KOBIETO!
OdpowiedzUsuńchciałabym, zebyś mnie teraz po prostu przytuliła, pogłaskała po głowie i dała odrobinę swojej siły... bo ja nie jestem nawet w ułamku tak silna jak Ty... strasznie się boję...
OdpowiedzUsuńCzasem złoszczę się na starszą córkę bo jest niesfornym dzieckiem i zastanawiam się czemu jest tak nieczuła w stosunku do mnie. Boli mnie to jej zachowanie ale po zapoznaniu się z Pani historią to powinnam być szczęśliwa i wdzięczna losowi, że ją mam. Nie potrafię ogarnąć jak może się czuć matka , która traci dziecko ( samo czytanie powoduje płacz ). Bardzo Pani współczuję!
OdpowiedzUsuńStracilam trzy ciaze, 3 razy widzialam serca swoich nienarodzonych dzieci, slyszalam ich bicie, trzy razy patrzylam na ekran monitora usg i juz nikt sie nie poruszyl. Bol jaki Pani przezywa jest dla mnie stokroc wiekszy, bo ja stracilam w te krotkie chwile marzenia, a Pani poza nimi namacalny swiat, zapach, dzwiek, dotyk. Mnie czas uleczyl, los dal szanse, urodzilam dziecko, ono wypelnilo moja pustke i dalo mi wszystko to co Pani stracila. Bardzo, bardzo mi przykro i wiem ze nigdy Pani nie zapomni, majac nadzieje, ze bol wykrzyczany bedzie stawal sie z czasem lzejszy, inny, bo to ze bedzie bolec chyba nie da sie uniknac.
OdpowiedzUsuńLorey:"Nie bój sie bezsilności,ona jest mądrością ludzi przewidujących.Smutku też sie nie bój. Jest jak wiatr.Jak nitka babiego lata.Jak cień Heraklita na płynącej rzece.Pozostanie Ci zgoda na wszystko,skarb, który zmieścisz w wyciągniętej dłonie żebraka..."Elegia franciszkańska BrandsteatteraJesteś wspaniałą kobieta. Życze Ci serdecznie żeby ten ogromny, cieżki kamień który nosisz w swoim sercu z roku na rok robił sie coraz lżejszy. Mam nadzieję że coraz częściej przez ten przytłaczający Cię ból przedrze się wiecej słońca i wspomnienia tego najgorszego dnia przybledną obok wielu pieknych wspomnień z tych 10 lat które spędziliście razem. Przytulam mocno!
OdpowiedzUsuń...oczy już suche, bez łez, serce nadal pełne smutku, huśtawka od miłości po nienawiść, złość, żal, od tęsknoty po odrętwienie... od rozpaczy po śmiech , zabawę, ucieczkę w radość i zapomnienie.... ale wciąż pytanie, dręczące, wiercące jak dźwięk telefonu, który już nie zadzwoni... Dlaczego zrobiłeś to nam..... mnie.... a przede wszystkim naszym dzieciom.... Dlaczego... skoro kochałeś je podobno najbardziej na świecie.. tak się nie odchodzi z tego świata.... Dlaczego... skoro kochałeś życie.... przenosiłeś góry, a życia podnieść nie mogłeś.... Nie żyje się na próbę... Nie kocha się na próbę...Nie umiera się na próbę.... Dwa lata szukam odpowiedzi...
OdpowiedzUsuń...jestem z Tobą...
OdpowiedzUsuńciagle się zastanawiam, czy byłoby mi trudniej, gdybym wiedziała jakie moje dziewczyny są fajne. gdybym wiedziała, że mają wadę wymowy, rude włosy i małe słodkie piegi. albo czarne włosy i wieeelkie oczka. nie wiem czy to łatwiej nie wiedzieć. wiem natomiast jak to jest nie móc z nikim o tym porozmawiać. Porozmawiać bez 'tak się musiało stać', bez 'będzie dobrze'i tych wszystkich innych, których nie da się słuchać. mam nadzieję, że kiedyś będzie nam dane zrozumieć. i nie zapominajmy.
OdpowiedzUsuńJakiś rok temu trafiłam na Pani blog.A dziś przez przypadek przeczytałam Pani historię w artykule na Onecie.To dobrze,że pisze się o takich sprawach,to rodzaj ostrzeżenia,może jakiegoś przygotowania dla innych rodziców,żeby kochali swoje dzieci i po prostu byli z nimi,bo nie wiadomo co przyniesie los...Pani pewnie to rozumie i miłość do drugiego syna na pewno jest inna przez to wydarzenie. Przytulam Panią mocno i wierzę,że kiedyś spotka Pani gdzies swojego syna, nie bedzie już łez,pytań bez odpowiedzi,tylko radość. Nie tak powinno byc,ale co my możemy zrobić...Pani syn miał najpiękniejsze męskie imię na świecie-Artur...
OdpowiedzUsuńSpokoju Kochanie...Mogę tak? Pozwalam sobie,bo mam 60 lat. Nie napiszę,że wiem,bo nie wiem. Ale mam córki i wnuczki i tak bardzo sie boję złego losu dla nich,żeby żadna z nich nie doświadczyła tego ,co Ty przeżywasz. Jakiś irracjonalny lęk nakazuje mi czytać i przeżywać razem z Matkami takimi jak Ty. Zaklinam przyszłość,by była łaskawsza dla moich dzieci,niż Wasza była dla Was;matek najokrutniej doświadczonych.Swoim cierpieniem i tym,co piszesz niesiesz dobro-czytając uświadamiamy sobie,jak beznadziejnie nieistotne i nieważne są nasze troski i kłopoty. Dziękuję.Więc spokoju życzę Ci Kochanie i całuję jak własną córkę.
OdpowiedzUsuńChyba jak większość, trafiłam tu dzięki notce na onet.pl. Nie mogę napisać, że wiem dokładnie przez co Pani musiała przejść, gdyż wtedy byłoby to kłamstwem. Ja jestem w odwrotnej sytuacji, w lipcu straciłam Tatę, lecz nawet nie zdążyłam powiedzieć "dobrze, że jesteś Tatusiu, bo ja tak się boję..."Od tamtej pory, codziennie wieczorem próbuję powstrzymać łzy, tęsknotę, smutek i tą bezsilność, która ogarnia każdego dnia...Ten ferelny 7 lipiec (szczęśliwa 7 jak to mówią...) był pięknym, słonecznym dniem. Puszczając bańki mydlane z mą bratanicą, nie miałam pojęcia, że jedną z tych baniek będzie Jego życie, które niepostrzeżenie pęknie, skończy się, bez żadnej zapowiedzi, przygotowania, ot tak, przez zwykły powiew wiatru.Takie rzeczy wszystko zmieniają... 3 razy próbowałam zacząć pisać blog, chciałam przelać wysztkie swoje myśli, bo czuję się dokładnie tak jak Pani to nazwała - "wyizolowana". Lecz ciągle brały górę argumenty, że nikt tego nie przeczyta, to bezcelowe, zrozumieją tylko ci, którzy tak samo jak ja, nie znajdują celu, aby wstać rano z łóżka...Po przeczytaniu kilku Pani wpisów zaczęłam się zastanawiać, jak może to być możliwe, że wpisanie kilku słów, odsłonięcie gastki myśli i rozważań, jest w stanie przynieść ulgę po tak wielkiej stracie.Nie wiem czy znajdę odpowiedź....
OdpowiedzUsuńTak bardzo współczuję, boję się nawet pomyśleć o tym co Pani czuję. Sama wychowuję dwóch synów w wieku 10 i 7 lat. Myśl, że mogę któregoś stracić paraliżuje. Mocno Panią ściskam.
OdpowiedzUsuńPłaczę z Tobą....i nie ocieram łez,bo gdy spłyną do serca - wypalą je.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam, polały się łzy i moje serce skurczyło się ze strachu, prawie jak na początku, gdy mój synek się urodził. Piękny i zdrowy ale ja nie mogłam spać ze strachu cały czas myślałam o tych wszystkich zagrożeniach, o czychających niebezpieczeństwach. Nie wiedziałam wcześniej, że częścią bycia mamą jest ten ciągły strach o dziecko, ten niepokój czasami uśpiony, ukryty a nieraz szalejący w sercu.Płakałam czytając, bo w jakiś sposób odnalazłam siebie, to co ja bym czuła- tak właśnie bym czuła i stąd właśnie ten strach paraliżujący mnie. Najchętniej nie wypuściłabym mojego synka z domu, z moich ramion.. Tylko..Nie da się tak, nie byłby szczęśliwy przecież. Jak to zrobić, jak go strzec, jak żyć z tym lękiem o niego? Dorośli ludzie którzy nie mają dzieci prawdopodobnie nie wiedzą w ogóle czym jest miłość. Bo tylko dziecko można tak kochać.
OdpowiedzUsuńChciałem napisać coś mądrego... ale czasem i poecie brakuje słów... Nie wyobrażam sobie co mógłbym przeżywać gdyby któraś z moich dwóch córeczek (6lat i 15 miesięcy) zginęła... Ale wiem co Ty przeżywasz. Z całym szacunkiem- kondolencje. Gdybyś miała ochotę poczytać kilka wierszy (może na otarcie łez), to zapraszam na moją www.poeticus.prv.pl. Wiersze wesołe i te smutniejsze, jak nasze całe życie. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPrzytulam Twoje serce do mojego...Ciepło i spokój.. weź sobie troszkę :*
OdpowiedzUsuńBardzo współczuję, jest to pierwszy blog który przeczytałam od początku do końca. W prostych słowach zawarłaś całą swoją duszę. Piękne i strasznie smutne ale w tle tli się iskierka nadziei. To dobrze.Inna sprawa to sąd, ciągłe przechodzenie tego samego koszmaru. Myślę że wyroki powinny być wydawane zaocznie jeśli rozprawa po raz kolejny nie dochodzi do skutku.
OdpowiedzUsuńPrzesyłam ciepłe i puchate jak z tej opowieści-niech przyniesie Pani coś nieoczekiwanego, coś dobrego
OdpowiedzUsuńBardzo mi przykro.Sama jestem Mamą od 6 miesięcy,mam śliczną córeczkę.Ale nie o tym chciałam Pani pwiedzieć.2 lata temu przeżyłam śmierć bliskiej przyjaciółki.Prosta droga,jedno drzewo,wpadła w poślizg,,,19 lat,Śliczna,czarnowłosa dziewczyna.Mam bardzo dobry kontakt z jej Mamą,byłam przy niej od chwili gdy się dowiedziałam,że Ania nie żyje,że zginęła w wypadku.Przeżywałam każdą chwilę rozpaczy Jej Matki,każdą łzę,każde wspomnienie.Mogę sobie tylko wyobrazieć co Pani czuje,ale proszę mi uwierzyć,ze ja w pewnym stopniu też przez taką tragedię przeszłam.Ciągle o Niej myślę,życzę Pani wspomnień,które wiecznie będą w Pani serce.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że jesteś i piszesz
OdpowiedzUsuńOdkryłam Pani blog przypadkowo przeglądając wiadomości z onetu i jestem wstrząśnięta Pani przeżyciami. Podziwiam Panią, wspieram i wierzę, że jeszcze będzie Pani chociaż przez kilka chwil szczęśliwa. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDzieci nie powinny umierać przed rodzicami... Jeśli tak jest to znaczy, że coś na tym świecie potoczyło się nie tak jak powinno... Łzy stają w oczach przy każdym Pani zdaniu... Bardzo mocno przytulam...
OdpowiedzUsuńwspółczuję, wspólczuje i jeszcze raz współczuję! płaczę jak oszalała kiedy to czytam! jestem z tobą! z synkiem kiedyś sie spotkasz!!
OdpowiedzUsuńWierzę, że Pani synek spoglądając z nieba jest dumny ze swojej mamy,która jest bardzo silna i przetrwa wszystkie gorsze chwile..Pani tekst jest bardzo wartościowy i na pewno swoją treścią wzruszył nie jedno serce, moje również. Gdyby na świecie było więcej ludzi, którzy tak mocno kochają jak Pani...
OdpowiedzUsuńNie ma słów, które mogłyby ukoić ból jaki Pani czuje. Czasami jednak sama obecność ludzi wokół nas, to, że nas nie zostawiają dodaje nam otuchy, że nie jesteśmy sami. Czasem samotność jest nam jednak potrzebna jak powietrze do życia. Wiem, że nie za wiele to Pani pomoże. Zrozumiałam jednak, że czasem w życiu nie chodzi o to żeby się podnieść. Czasem chodzi tylko o to żeby nie upaść, na wstanie będzie czas później. Pani nie upadła. Głęboko wierzę, że ma Pani teraz jeszcze jednego Anioła. Nie jestem w stanie wyrazić, jak mi przykro. Proszę tylko żeby Pani pamiętała, że nie jest Pani sama i, że ma Pani swoje Anioły.
OdpowiedzUsuńWspomnienia- jedyny wehikuł czasu jak posiadamy.
OdpowiedzUsuńmam 20 lat, nie mam dzieci, nikogo nie straciłam, nie znam tego bólu, a nie mogę powstrzymać się od łez. pisze, bo mam taką potrzebę. nie modlę się, ale dziś zrobię wyjątek
OdpowiedzUsuńBól po stracie nie mija nigdy,sa tylko szwy na sercu które tak latwo pekaja ,pękaja gdy nadchodza cieżkie dni,urodziny,świeta,rocznice,gdy mijamy Nam nasze dobrze znane miejsca,ból ktory widać a nic z tym nie mozemy zrobić...po części az nazbyt to znam ,po stracie Mamy nic już nie jest takie same....
OdpowiedzUsuń..........................plyna lzy.................................
OdpowiedzUsuńOstatnio płakałem 20 lat temu jak mój ojciec złoił mi skórę - ale wtedy bolało mnie "ciało".Dzisiaj przeczytałem Twój blog - też płakałem, tym razem moje serce i dusza cierpiały. Kocham moje dzieci i będę je zawsze traktować, jakby to miał być ostatni dzień w ich życiu. Dziękuję Tobie
OdpowiedzUsuńnie ma slow aby opisac Twoj bol i cierpienie...wiem co czujesz
OdpowiedzUsuńDoskonale rozumiem Twój ból. Przeżyłam również śmierć własnego dziecka... pod kołami samochodu... Dwa tygodnie wcześniej skończyła 7 lat... Minęło już 18 lat a ja dopiero teraz się zbuntowałam i zaczęłam mówić o Marcie. Do tej pory nie wiedziałam jak mam się zachowywać. Nie chciałam wprawiać ludzi w zakłopotanie. Z jakiej racji? Przecież wniosła w nasze życie tyle dobra, tyle radości i szczęścia, więc dlaczego miałabym milczeć tylko ze względu na uczucia innych?! A gdzie moje?! Nie pocieszę Cię w żaden sposób, gdyż to jest niemożliwe. To potworny ból, którego w żaden sposób nie można uśmierzyć. Można się tylko nauczyć z nim żyć, ale do tego potrzebni są przyjaciele, którzy będą potrafili z nami rozmawiać. Tak po ludzku, szczerze... i nie będą się nad nami litować, gdy będziemy popadać w przygnębienie... Jestem z Tobą...
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam cały Twój ból od początku do końca.Z minuty na minute coraz więcej łez zbierało mi się w oczach.Mój synek śpi na przeciw mnie.Ma 5 lat.Na samą myśl o Jego stracie czuje przeszywający ból.Przytuliłam Go mocno nim usnął.Wiele chorował i wiele razy był prawie,że U GÓRY.Dziś wiem,że nie mogę zmarnować nawet sekudny!Mogę tylko domyslać się co czujesz choć pewnie tylko Ty wiesz,jaka to jest siła rażenia:(( Pamiętaj jednak,że Nasze Anioły zawsze są blisko Nas.Choć Ich nie widzimy,to czujemy całym sercem.Życzę Ci,aby każdy dzień dodawał Ci sił i przywracał kolejny uśmiech.I choć wiem,że to tylko słowa,to wierze,że sie nie poddasz!!Trzymam kciuki i Pochylam Głowe.
OdpowiedzUsuńTrzymaj się...
OdpowiedzUsuńJak wiele osób przede mną trafiłam do Pani dzisiaj. Przeczytałam... Zaczęłam od października 2007 i skończyłam na wpisie z wczorajszego dnia. Łzy płyną po policzkach, a w głowie huczy tylko jedno słowo "dlaczego" z ogromnym znakiem zapytania. Żadne słowa nie wyrażą współczucia... Dziękuję, że mogłam tu być...
OdpowiedzUsuńŚciskam...
OdpowiedzUsuńDziękuję Pani za ten blog, za terapię wstrząsową, za priorytety, które w końcu dostrzegłam, za to, że moja Córka będzie miała teraz lepszą mamę... Dziękuję
OdpowiedzUsuńPrzez przypadek przeczytałam na o Pani na Onecie ... Nie mogę do końca przeczytać bloga, bo łzy same płynął, a dusza boli... Mam 34 lata. 14 - córkę i 9- letniego syna. Nie wiem, czy ktoś jest w stanie zrozumieć Pani ból kiedy już samo czytanie tego co się stało boli... Podziwiam Panią za siłę. Za to że dla drugiego syna jest Pani dobrą mamą i że, mimo wszystko potrafi Pani iść dalej. Myślę, że syn patrząc z nieba jest z Pani dumny... Powodzenia !!!
OdpowiedzUsuńPrzypadek sprawił, że zajrzałam na Pani blog. Czyta się go jak niesamowicie wzruszającą książkę, ale świadomość tego, że tragedia wydarzyła się naprawdę jest dla mnie przerażająca. Jestem bardzo silną osobowością. Wiele mnie w życiu spotkało i zawsze podnoszę się i idę dalej... Znajomi pytają: :Czy jest cokolwiek, co może cię złamać?", a ja odpowiadam: "Jest na pewno jedna rzecz, po której miałabym problem się pozbierać, zrozumieć sens i żyć dalej... To śmierć mojego dziecka". Niewyobrażalne jest dla mnie Pani cierpienie i nie ma takich słów, które w jakikolwiek sposób mogą złagodzić ból. Mając czwórkę dzieci, mogę się tylko domyślać, co można czuć, obym jednak nigdy w życiu nie musiała się o tym przekonywać. Dzieci to sens mojego życia..., to kawałek mojego serca... Jak można żyć bez kawałka serca...? Wiem, że można (trzeba?!), zwłaszcza wtedy, gdy mamy dla kogo, ależ jakie to musi być trudne... Łączę się z Panią sercem i myślami, mając nadzieję, że nadejdzie kiedyś dzień, który ukaże sens tej tragedii...
OdpowiedzUsuńRzadko płaczę-prawie w ogóle, a tu.... ryczałam jak bóbr! Łza za łzą... Twój ból, cierpienie, krzyk.... Jesteś silną kobietą, masz mądrego, cudownego syna :)Trzymam kciuki, za to, by sprawca odpowiedział za to co zrobił, do czego się przyczynił... I pamiętaj by każdego dnia w bagażu podręcznym mieć: wiarę, nadzieję ... i miłość Ach i jeszcze jedno! Pamiętaj o kartce świątecznej dla lekarza, pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńTrafiłam na ten blog,pewnie jak większość, po dzisiejszym ukazaniu się go w onecie . W przeciągu roku odeszły na zawsze dwie bardzo bliskie mi osoby...przeżyłam to bardzo, nie ma dnia żebym o nich nie myślała... A świat mimo mojego płaczu i cierpienia się nie zatrzymał. Mijają dni,miesiące...a boli tak samo jak w dniu gdy odeszli dlaczego?I mimo,że jest tak ciężko się z tym pogodzić, to uczymy się żyć z tym bólem. Śpijcie spokojnie kochani będzie łatwiej umierać wiedząc,że nas przywitacie...(a.n.)Ps.Jutro będę miała strasznie podpuchnięte oczy. Trzeba mieć Tą nadzieję...
OdpowiedzUsuńja także trafiłam tutaj przez neta także przeczytałam wszystko od deski do desk.sama piszę dwa blogi,ale teraz wsydzę się za nie,są takie płytkie..wszystkiego dobrego...
OdpowiedzUsuńZ całego serca współczuję Pani. Jest mi strasznie przykro i rozumiem co Pani przeżywa. Proszę się nie poddawać.
OdpowiedzUsuńja płaczę...dla Twojego Aniołka te łzy...
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam, popłakałam, porozmyślałam. Przepraszam ża moje "trzu grosze", ale tak jakość poczułam potrzebę napisania.Jestem po 40. mam adoptowanego synka, którego po tym co tu przeczytałam kocham jeszcze bardziej, choć myślałam, że już bardziej nie potrafię. Od kilkunastu lat jestem po przeszczepie nerki, żyje we mnie cząstka kogoś, kto w wieku 20 lat zginął w wypadku, może też na przejściu dla pieszych, może też ktoś go do dziś opłakuje. Gdy ja umierałam na dializach (było ze mną już naprawdę źle) ktoś kto tryskał życiem, zdrowiem i młodością, zgasł. Nie, nie dla mnie. Dla kogo? Dla tego, do kogo wszyscy należymy. Ja tylko skorzystałam z tego czego on już nie potrzebował. Wiem, że wszystko co mnie i jego spotkało było dopuszczone przez Kogoś. Wiele w życiu mi odebrano (choć nie aż ta wiele, bo nigdy nie straciłam dziecka), miesiąc przed przeszczepem, szykując się na własną śmierć, (był taki moment, ze czyłam że jest blisko,) spisałam nawet testament i co dziwne, wcale się nie bałam. Dziś boję się bardziej, bo mam dziecko (i męża, poznanego po przeszczepie). Jak widać choć dużo mi odebrano, dużo tez dostałam (może nawet więcej dostałam niż mi odebrano). Ale nie wiem ile jeszcze będzie dane mi towarzyszyć swojej rodzinie na tym padole łez, nie wiem co będzie za miesiąc, rok. Mój synek jest malutki, nie mam raczej szans by doczekać jego matury, nie wiem czy choćby I Komunii św. Może zabraknie mnie przy nim gdy będzie mnie najbardziej potrzebował? Wiem, jedno: mam ufać Jemu. Za dużo otrzymałam, za dużo przeżyłam, by nie być pewną, że ostatnie słowo będzie należało do Niego i będzie ono dobre. Jestem PEWNA, że Twój młodszy jest pod najlepszą opieką, niczego mu nie brakuje, Jest bezpieczny jak nigdy nie byłby tu na ziemi przy Tobie, a Twoja babcia ma dla niego dużo cukierków. Nie pytaj skąd to wiem. Może jeszcze nie widzisz światełka w tunelu, ale śmierci się przecież nie boisz. Będzie to przecież tylko pójcie za kimś kto już tam jest. Czy to nie piękne? Kiedyś na pewno, pójdziesz tam gdzie jest młodszy. Bądź spokojna to się na pewno wydarzy.Ciesz się już na to spotkanie. Masz je zagwarantowane. Filozofowie mówią, że całe życie człowieka jest przygotowywaniem się na śmierć. Twoje dziecko swoim odejściem nie mogło Cię sprawić więcej bólu,ale też i nie mogło bardziej osłodzić chwili śmierci. Może to już słyszałaś ale powtórzę: Nie ma ostatecznych rozstań.zrersztą piszę to tak sobie, bo przecież wiem, że wierzysz w życie "po porodzie". Nie wiem co łatwiejsze: steracić dziecko i ufać, że mu w nowym życiu jest dobrze, czy samemu umierać i zostawiać go wierząc, że bez nas tez nie będzie mu żle? Głupie pytanie. Oczywiście, że najlepeij nie umierać i nie tracić dziecka. Ale to dopiero przed nami. Tak będzie TAM. Wiem to, i nie pytaj skąd.
OdpowiedzUsuńtak strasznie Pani współczuję... nic więcej nie umiem, nie potrafię w tej chwili napisac.....
OdpowiedzUsuńStraciłem 12-letniego synka w 2000 roku....Bardzo bałem się tutaj zaglądnąć. I dalej boje się czytać. Już po pierwszych słowach wiem, że to ten sam rodzaj bólu.Na dziś wystarczy.Muszę odetchnąć.Zaglądnę na pewno.Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTłoczno dziś u Ciebie... Ja też jestem, często bywam, prawie nigdy nie piszę, zwyczajnie nie znam odpowiednich słów... Dziś - przytulam...
OdpowiedzUsuńwszyscy juz zamiescili to co chcialabym powiedziec, ale mimo to i tak bardzo wspolczuje Pani :(moge tylko powiedziec ze to nie wazne ze stara sie Pani zapomniec o bolu utraty synka dopoki Pani bedzie o nim pamietac, ciesze sie ze Pani wspomina te dobre wspolne chwile z Nim spedzone, bo to wazne i ciesze sie ze potrafi sie jeszcze Pani smiac :) na pewno Pani synek by tego chcial i na pewno za kazdym razem gdy Pani placze to przytula Pania jego mala duszyczka.....w to wlasnie wierze.....Zycze Pani tego by Pani mogla znowu smiac sie najbardziej podobnie do Pani poprzedniego smiechu....bo wiem ze smiac sie tak samo po stracie bliskiej osoby nie da rady....zatem zycze Szczerego Usmiechu
OdpowiedzUsuńMyślisz, że Twój syn pochwaliłby to co robisz? Nie mówię o pisaniu bloga, tylko o życiu. Wykorzystaj czas, który dostałaś od Boga i zrób coś dobrego. Na Ziemi jest wiele zła, które tylko my ludzie możemy naprawić. Nie marnuj czasu, żyj bo możesz.
OdpowiedzUsuńCześć. Wyobraźni mi brak, jak może boleć.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam cały blog... od początku... bardzo mnie poruszył i dał do myślenia. Wciąż mi się kołaczą słowa ks. Jana Twardowskiego "śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą, a ci co nie odchodzą nie zawsze powrócą...". Życie jest tak ulotne, a dopiero czytając Pani blog uświadomiłam sobie to tak naprawdę... Kiedy umierał Pani synek rozpoczynała się miłość mojego życia która trwa do dzisiaj... Ja przeżywałam najpiękniejsze chwile w moim życiu a pani najgorsze... Życie nie jest sprawiedliwe, ale czy ktoś mówił, że jest? Nie chcę mówić banalnych słów, życie się ułoży, będzie dobrze. Powiem tylko, że sercem jestem z Panią. Pozdrawiam M.
OdpowiedzUsuń... ja też trafiłam tutaj z onetu. Nie przeczytałam wszystkiego... chyba nie mam odwagi, dzisiaj.... Cytając zaledwie fragment, poczułam się tak jak Ty....Mój syn żyje, ale odchodzi w inny sposób i nie wiem jak go powstrzymać?
OdpowiedzUsuńW jakiś niewytłumaczony sposób czuję .... że musiałam przeczytać Pani historię nie tylko dlatego aby głęboko Pani współczuć i podziwiać, ale żeby odebrać także lekcje dla siebie ! Wiem, że muszę przetrwać, ponownie uwierzyć, aby znowu kochać ! Chcę obcując ze smutkiem widzieć radość i cieszyć się każdym dniem ....chce zrozumieć....
OdpowiedzUsuńPrzytulam...
OdpowiedzUsuńwzruszające jest to co piszesz nie pojmę takiej tragedii lecz łączę się w bólu :(
OdpowiedzUsuńmam chyba deprechęPewnie parę lat. Może jest to kwestia kilku nieoczekiwanych pogrzebów ? A może moich odwiecznych słabości? Wyjaśnię, że pracuję głową, tylko mam w niej ostatnio zawsze pustkę, a z każdym miesiącem depresji większą. A świadomość tego tą depresję jeszcze napędza. Ze wszystkim mam pod górę, tak bardzo, że wstając po herbatę zapominam o niej zanim się zagotuje woda. Wydawało mi się że może najlepiej skupię się więc na dopilnowaniu pracy, a rodzina - da radę, była, jest, będzie. Mamy 3 dzieci.Przypomniałaś mi, co jest ważne. Dziękuję. Teraz tylko mam nadzieję, żeby z tego wyszły dobre chęci, dobre gesty dla nich, a nie świadomość jak wszystko jest bez sensu bo i tak przemija, i to czasem na fast forwardzie. Zobaczymy co zwycięży u mnie. Marzę o wykrzesaniu z siebie chęci tworzenia im wspaniałego dzieciństwa, ale na razie ni cholery. Równie dobrze może wygrać paranoidalny strach o nich. Albo obojętność. Nie wiem.Za Ciebie trzymam kciuki. Wrócę zobaczyć ewentualną odpowiedź.[*]
OdpowiedzUsuńPrzeczytalam calosc, wyplakalam morze lez... Wiecej napisac nie potrafie... Bede z Wami od dzisiaj!
OdpowiedzUsuńKOCHANIE TY MOJE....bol rozdziera mi serce czytajac co piszesz... oczy sa mokre od lez... A w sypialni za sciana obok... moj... tez10-cio letni Oskar... MOJ SYN. i nie powiem ze wiem co czujesz bo wiesz tylko TY... powiem ze lacze sie w twoim bolu... bo czytajac twoj blog widzac twoj bol... czuje nie tylko smutek i zal... ale czuje milosc do mojego Oskara... i ona az boli... i kazde twoje zdanie o Synu... powoduje to... ze oczyma wyobrazni widze jego... mojego Oskara twarz... i nawet nie moge sobie wyobrazic twojej twarzy kochana choc bym chciala... bo matczyne serce moje przedstawia mi... NAS...Czytajac co napisalas... uswiadominlam sobie ze tak naprawde problemy ktore mam... moje walace sie zycie rodzinne, uczuciowe... prywatne staja sie niczym w obliczu milosci do mojego syna... dziekuje BOGu ZE ON TAM SPI OBOK... ze go mam....uswiadomilas mi jakze okrutna jestem przechadzac czasem obok niego... obojetnie... bo przeciez jestem zmeczona bez humoru... znowu cos nie wyszlo... a jego tysieczne pytanie : ale mamo dlaczego..." dporowadza mnie do zlosci... to dzieki Tobie.... ciesze sie ze jutro znowu mi je zada a ja juz wiem ze tym razem napewno sie nie zdenerwuje ale dam mu najpiekniejszy usmiech jaki mam.... usciskam, poczochram wlosy... i pomysle o TOBIE... POMYSLE O WAS....CUDNA DZIELNA KOBIETKO....Wiem ze bol nie minie nigdy... on tylko bedzie w stanie uspienia w glebi twojego serca... wiec zycze ci kochana... zeby szybka usnal... zebys wreszcie mogla pamietac nie te kilka ostatnich okrutnych godzin, minuta po minucie.... zycze ci zeby w twoje wspomnienla powrocily wszystkie wasze wakacje, wszystkie usmiechy i radosci jakie daliscie sobie oboje przez najwspanialsze dziesiec lat ktore Twoj Syn Tobie dal a ty jemu.... i choc bog tak okrutnie cie doswiadczyl i zabral twojego skarba to oby sie zlitowal i jak najszybciej i posadzil w twoim sercu kwiat.... kwiat pamietania tylko tych cudownych chwil.... 10-ciu lat szczescia.... bo szczesciem to bylo... miec Takiego chlopca kochac go... dla niego byc.....caluje.... klade sie do mojego chlopca. i.... DZIEKUJE....
OdpowiedzUsuńJestem tu dziś pierwszy raz... szczerze współczuje...cztając Pani posty łzy same płyneły.. przy czym próbowałam wyobrazić sobie Pani cierpienie porównując je do moich najbardziej przykrykrych i bolesnych sytuacji i wydarzeń.. nie zaznałam takiego cierpirnia.. i jest Pani naprawdę silną kobietą mimo wszystko.. ja wiem, że Pani synek przy Pani jest to można zauważyć w tym co Pani pisała .. on jest i opiekuje się Panią tak jakby Pani chciała opiekować się nim.. Gorąco pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam cały blog wczoraj... Niepojete jest to co czujesz..sama jestem matka i wiem co znacza Twoje slowa , chociaz nie przezyłam tego co Ty...Nigdy nie pojme dlaczego tak musi byc, dlaczego matka która kocha swoje dziecko jest skazana na takie cierpienie po jego stracie-nie pojme...i nie wiem co powiedziec..moze tylko niech mi nie będzie dane dane przeżywanie takiego nieszcześcia ,kiedy sie czyta te słowa rozpaczy-człowiek w duchu modli sie by nie doświadczyc i nie przezywac tego co Ty..Podobno każde cierpienie ma sens, wierze,że Twój synek ześle Ci z nieba ukojenie i otzre Twoje łzy-wierze w to..Ogromnie Cię sciskam i przytulam.
OdpowiedzUsuńjestem z Toba
OdpowiedzUsuńmoze nie wiem, czym jest przezyc smierc swojego dziecka ale wiem, co to znaczy stracic bliska osobe. strasznie ci wspolczuje. tego bolu nic ie ukoi. moze, jesli bedziesz gotowa i uznasz to za sluszne, moze powinnas pomyslec o kolejnym dziecku. nie jako zastepczym ale to by ci bardzo pomoglo.
OdpowiedzUsuńwiem co czujesz 10 czerwca 2007 straciłam wszystko co miałam ... chociaż ktoś może powiedziec ,że to nie był mój syn tylko Narzeczony ale ból i tęksnota ... trzymaj się ... www.deszedl.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuń