Mgnienie

Upalna, wiosenno-letnia niedziela wieczność temu.
Czerwiec. Może Dzień Dziecka.. ?
Kolejka przed kasami ZOO.. wokół pełno dzieci, kolorów.. radości..
przepychający się i wygłupiający Starszy z Młodszym.
Małpy - lody.. flamingi - frytki.. niedźwiedzie - popcorn... żyrafy - cukrowa wata..
- To może teraz pójdziemy do słoni ? - proponuję chłopcom.
Młodszy kręci głową - Niee... wolę żubry.
- Dlaczego ?
- Bo o słoniach już dawno wiem, że istnieją, a żubry to dopiero w tej reklamie piwa zobaczyłem..
A na miejscu rozczarowanie.
- to krowy, tylko kudłate !
- one są brudne !
- nie tańczą !
I znowu lody..

Tęsknię....

Ból

Nie jest lekko. Fizyczny ból nic sobie nie robi ani z zadowalających wyników badań, ani z  braku medycznego wytłumaczenia.
Atakuje coraz śmielej, coraz częściej i trzyma coraz dłużej.
Od dawna nie przespałam całej nocy.. i ja, zagorzały wróg przeciwbólowych tabletek, powoli zaprzyjaźniam się z ketonalem.
Czasem pomaga.

Kilka dni temu, w sądzie okręgowym rozpatrzono apelację.
Sprawę cofnięto ponownie do rejonówki.
Znów dostałam między oczy.. na odlew.. z całej siły..
Łzy nie przyniosły ulgi..
Pani adwokat też nie rozumie tej decyzji, ale próbuje tłumaczyć, uspokajać i podtrzymywać na duchu.
Na próżno.. Serce zacisnęło się w pięść..
Na ten ból nie ma lekarstwa, a przy nim każdy inny traci na intensywności i na ważności..

Boję się tylko, że nie przejdę tej drogi jeszcze raz..
że już nie mam ani tyle czasu, ani tyle siły..

Mój Papież

Nie pamiętam dnia wyboru Karola Wojtyły na papieża. Wszelkie obrazy, przekazy i opowieści pochodziły z późniejszych dni czy miesięcy. Tego wielkiego dnia nie wydarzyło się dla mnie nic, co trwale utkwiłoby w mojej dziecięcej pamięci. W przeciwieństwie do dnia zamachu. Do dziś mam przed oczami obraz wybiegającej z bloku i lamentującej sąsiadki. Wkrótce dołączyły do niej inne, a podwórko wypełniło się płaczem i modlitwami. Choć może nie do końca rozumiałam, to czułam i wiedziałam, że wydarzyło się coś strasznego.
Później Jan Paweł II po prostu był. W kościele, na ścianie w pokoju babci, w obraźliwych dowcipach, nazwach ulic i placów. W pierwszych pielgrzymkach, które miały znaczenie bardziej polityczne niż duchowe. W zbiorowej, narodowej histerii wśród kolorowych chorągiewek, odnawianych na tę okoliczność frontów kamienic i malowanej na zielono trawy. W amnezji wielkich głów, że on był Polakiem i dobrze wiedział co dzieje się od podwórka.
Kolejne lata, kiedy jego człowieczeństwo zmieniało świat i ludzkie serca, kiedy rosła i moja i ogólnie nasza, polska świadomość, miłość i duma.
Lata pełne jego słów, dla jednych będących wyrocznią, dla innych kontrowersją, ale które nikogo nie pozostawiały obojętnym.
Nigdy nie tytułowałam go Ojcem Świętym. Dla mnie był Papieżem. Ale chociaż nie obwieszałam mieszkania jego portretami, nie rzucał mnie na kolana dźwięk jego imienia, nie całowałam jego śladów na polskiej ziemi i nie spijałam słów z jego ust, był integralną częścią mego życia. Śledziłam pielgrzymki, słuchałam nauk. Nawet gdy nie zdawałam sobie z tego sprawy, wzruszał mnie, bawił, nauczał i zapadał głęboko w pamięć. Czy miał wpływ na moje życie ? Nie wiem. Po prostu był. Nie pamiętałam i nie znałam świata przed nim.


Kiedy umarł nastała cisza. Pustka większa niż mogłam się spodziewać.
Trzy dni po tej śmierci, kiedy na głównym skrzyżowaniu w ścisłym centrum miasta, zatrzymały się samochody, autobusy i tramwaje.. kiedy zabrzmiały tysiące klaksonów i stanęły obok siebie tysiące ludzi, będąc w środku tego wydarzenia, czułam niesamowitą, namacalną jedność w tym smutku. I pamiętam pytanie Młodszego - mamo, a to dlatego, że był papieżem ? Nie umiałam dziecku wyjaśnić prosto i jasno tej niezwykłości. Przytuliłam go i powiedziałam - dlatego, że był bardzo dobrym człowiekiem synku..
Pamiętam też wielkie słowa, przyrzeczenia i spektakularne pojednania, które wygasały z każdym sprzątniętym zniczem z pobocza Alei Jana Pawła.


Dziś pół dnia przesiedziałam przed telewizorem. Oglądałam relację, zdjęcia, słuchałam wspomnień i gdzieś w podświadomości pamiętałam, że kiedy on żył i moje życie wyglądało inaczej..
Czy był święty ? Jestem bardzo sceptyczna wobec cudów wszelakich, a jego wyniesienie na ołtarze nie zmieni mego do niego stosunku. Dla mnie niezmiennie był bardzo dobrym człowiekiem.. wzorem do naśladowania i jednym z największych autorytetów.. nie mnie sądzić o jego świętości..
Mam mieszane uczucia względem wyciągania z grobu trumny czy oprawiania w kryształ fiolki z krwią, która wedle wszelkich szpitalnych procedur dawno powinna być zniszczona. Na pogłoski o dzieleniu ciała na relikwie, wyobraźnia podsuwa mi makabryczny obraz lady sklepowej i dzielenia tasakiem - pół kilo łopatki dla Afryki.. dwadzieścia deko szynki w plasterkach dla Azji, kawałek kości dla Polski..
Rozumiem religijne egzaltacje relikwiami, ale gdzieś głęboko marzy mi się, abyśmy zamiast bicia pokłonów przed nimi, mogli powiedzieć
- relikwie Jana Pawła II ? To my jesteśmy jego relikwiami.. ja, ty, on.. jesteśmy najcenniejszą pamiątką po nim.. kontynuacją jego życia..
świadectwem..