Bezsilność..

Nie mogłam uwierzyć.. Na sali rozpraw, po raz pierwszy, stawili się wszyscy wezwani.
Świadkowie, biegły, oskarżony.. Wszystko wskazuje na to, że dziś sprawa wreszcie się zakończy i wtedy wchodzi sekretarka z jakimś papierem... Okazuje się, że chwilę wcześniej obrońca oskarżonego przysłała faksem prośbę o odroczenie rozprawy z powodu jej choroby..
Sędzia bezradnie rozkłada ręce - Nie mogę.. w tej sytuacji każdy wyrok byłby nieważny..,
ja wycieram łzy bezsilności a człowiek, który zabił moje dziecko nie ukrywa satysfakcji.. Bezczelnym wzrokiem zdaje się krzyczeć - I co mi zrobicie ?? Wesołych Świąt!!

Oko w oko z upiorem

Otarłam się wczoraj o wielki świat.
Tłumy przed szatnią, niewygodne fotele i wysoki pan przesłaniający widok to tylko drobniutka niedogodność. Później to już tylko ochy i achy.
Niesamowite, porywające widowisko. Rzucający na kolana przepych scenografii, bogactwo każdego detalu, zapierające dech w piersiach efekty specjalne, gra świateł, przeszywająca dogłębnie muzyka. Śpiew powodujący zamienianie się krwi w buzujace bąbelki..
Można tak długo i długo.. Co prawda, słyszałam głosy, że żyrandol spadał zbyt mało efektownie, ale ja tak nie uważałam. To, że nie rozsypał się w drobny mak wzbijając tumany kurzu, niczego sztuce nie ujęło.
Być może szukający dziury zawsze i wszędzie, będą wytykać jakieś wymaiginowane potknięcia czy niedociągnięcia.
Dla mnie "Upiór w operze" to perfekcja. Był wart każdej wydanej na niego złotówki, każdej sekundy z kilkunastominutowej owacji na stojąco.

Dziękuję i proszę :)

   Dziękuję Ineczko, wielki to dla mnie zaszczyt :) Zdążyłam się zorientować, że to trochę na zasadzie łańcuszka działa, więc i i ja chciałabym wyróżnić blog, a właściwie dwa.

Olena - za ciepło, nadzieję, modlitwę. Za to, że gdy zmieniałam blog po blogu, ona zawsze była moim stałym punktem w tym świecie. Za to, że gdy jest mi źle klikam w jej notki na chybił trafił i za każdym razem znajduję zdanie wyłącznie dla mnie.. Z prośbą o więcej i częściej.

Babz - za siłę, poczucie humoru i optymizm. Za to, że  - można, kurcze, no ! :)

Szokoterapia

Po tysiąc pięćdziesiątej rozmowie i po kolejnej, jak stwierdziła dyrektorka, ostatecznej wizycie w jej gabinecie, poddałam się.
Powiedziałam - Ok Starszy. Masz rację, to twoje życie, twoje wybory i twoje decyzje. Skoro ciebie męczy nauka, a mnie męczy wysłuchiwanie tych wszystkich przykrych rzeczy o tobie, to może skończmy tę farsę. Skoro udajesz, że chodzisz do szkoły, udajesz, ze się uczysz, udajesz, że ci zależy i to wszystko robisz dla mnie, to ja dziękuję. Rzuć tę szkołę, ja się zgadzam. Ty będziesz zadowolony, a ja spokojniejsza. Możesz nie chodzić tam choćby od jutra, mnie to nie obchodzi. Mnie obchodzi tylko, żebyś tutaj (znaczące popukanie palcem o blat szafki) regularnie kładł pieniądze na życie. Masz tydzień na znalezienie sobie pracy.
Nie spodziewał się takiej zmiany frontu. Bo to mi zawsze zależało bardziej. Zbaraniał totalnie. Nagle okazało się, że decyzja o nim samym zależy od niego, że ja umywam ręce. I usłyszałam, że herezje opowiadam, że chyba nie wyobrażam sobie, że on przestanie się uczyć, że zamierza tę szkołę skończyć i... odetchnęłam z ulgą, że nie przyklasnął memu pomysłowi.. Ciekawe na jak długo...

Niezapomnienie

Siedem lat temu widziałam Cię raz ostatni...


Pamiętam Tato..


Jak wczoraj, pamiętam ostatnie poprawienie włosów przed lustrem w przedpokoju.. ostatni uśmiech.. ostatnie do zobaczenia.

Pamiętam telefon ok 18...

Wtedy myślałam, że właśnie tak wygląda piekło.. a to był zaledwie przedsionek..

Pamiętam Tato.. (*)

Gdzie kucharek sześć..

Biuro typowo babskie,baby w większości nieparzyste, wiec na goździka nie było co liczyć. Ale, że akurat dziś szefowa obchodzi urodziny, postanowiłyśmy  sobie i jej święto zorganizować. Jola zarezerwowała bilety na "Kochaj i tańcz". Ola ją dopingowała. Wybierały miejsca, usadzały, klikały, w końcu miało być załatwione. Nie byłam zachwycona, bo nie bardzo to mój klimat, ale czego się nie robi... Tyle, że przy kasie okazało się, że rezerwacja to i owszem, była, tyle że na piątek (sic!). Trochę było nerwów, trochę śmiechu i wylądowałyśmy na piwie. Miało być kulturalnie, a wyszło.. jak zwykle :).

A po powrocie do domu przeczytałam, że zmarł prof.Religa.. Wielka strata.. wielka szkoda..