Listopadowe przesilenie

Potykam się o listopad.
Robię się drażliwa, płaczliwa, irytuje mnie banalność codzienności.
Jeśli nawet wchodzę do sklepu tylko po bułki, to i tak wychodzę ze zniczem..
Zaciskając dłonie na kubku w owieczki, otulam się wspomnieniami..
Uwalniam łzy..

"Świętość z nicością,
wiara z niebytem,
światłość z mrokiem


się miesza...."

Na żale, że wcale - śnieg

Jeszcze mi pachnie latem ostatnia sobota w Krakowie, jeszcze w głowie rozgrzany Stary Rynek i lśniąca w słońcu złota kopuła kaplicy na Wawelu.. a dziś sypie od rana i bez przerwy.


Zaskoczyła mnie zima.


Mimochodem zastanawiam się, gdzie postawię choinkę..  wrzucam plasterek imbiru do herbaty, puszczam oczko do Anioła i palę świece, by ogrzać duszę. Zimowe rytuały..


Podoba mi się nowy wygląd bloga. Podoba mi się czytelność i przejrzystość.. Obsługa już mniej..  Moderacja komentarzy, łącznie z własnymi, którą nie wiem gdzie i czy w ogóle da się wyłączyć.. mnóstwo opcji, których nawet przeczytać nie umiem.. Nie jestem pewna, czy bez kursu informatyki, uda mi się zamieścić wpis tak, jakbym chciała..  Aż się ciśnie na usta - nie ogarniam tej kuwety..


"Na całej połaci śnieg, w przeróżnej postaci śnieg...."

Plan wykonany Panie Prezesie

Jestem.
Zajmowałam się życiem.
Porządkowałam, układałam, zamykałam.


Gdy dwa lata temu zdiagnozowano u mnie nawrót choroby, przyjęłam to jak coś naturalnego, coś, co musiało się wydarzyć, coś, na co w pewnym sensie czekałam. Było dla mnie oczywiste, że oddaję ten mecz walkowerem. Dopiero słowa Starszego - nie poradzę sobie bez ciebie - postawiły mnie na baczność. Wyobraziłam sobie szczeniaka wyrzuconego z pędzącego samochodu , na środku leśnej drogi. Moją obsesją, która przybrała na sile po problemach z płucami, stało się doprowadzenie go do momentu, kiedy sobie poradzi.
Dziś mogę powiedzieć - udało się. To dorosły, odpowiedzialny człowiek.

Podczas ostatniej wigilii, na krawędzi psychicznej wytrzymałości złożyłam sobie noworoczne przyrzeczenie, że już nigdy tu i nigdy tak. Nie to miejsce, nie ci ludzie, nie ten dom.
Dziś mogę powiedzieć - udało się. Zamknęłam za sobą te drzwi.

Rozglądam się po swoim mikroskopijnym, ale w końcu własnym mieszkanku. Nie mam firanek, brakuje drzwi do sypialni i kruszy się fuga między kafelkami, ale i tak jest najpiękniejsze i najprzytulniejsze. Bo jest moje. I Starszego.

Plan wykonany.
Mogę odpocząć.
Żyć... umierać...
Jestem spokojna..