Niebieski sweterek

Nigdy nie miałeś takiego biało-niebieskiego sweterka.. a nawet gdybyś miał, raczej nie chciałbyś go nosić.  Gruby, wełniany golf, zupełnie nie w Twoim stylu..
- Na pewno Ci się podoba ? Na pewno chcesz pójść w nim do szkoły ? -  chyba nie mogłam uwierzyć, a Ty podszedłeś i przytuliłeś się do mnie..
Wdychałam Twój zapach i ze łzami dziękowałam Bogu, że Cię mam... że mogę tak po prostu przytulać, a jedyną pozostałością po tym koszmarnym wypadku jest zaledwie lekkie utykanie..
Dziękuję Ci za ten sen Synku. Tak niewiele, a wystarczyło, żeby przez cały dzień uśmiechały się wszystkie moje myśli
..
I przestało mieć znaczenie, że już za dwa dni kontrolne badania w onkologii.  Ze choć takie niby nic, to czuję się się, jakbym miała już nie wrócić..
Przestało mieć znaczenie.. bo jeszcze czuję Twoje ręce na szyi, policzek przytulony do policzka...

I wiesz.. ślicznie wyglądałeś w tym sweterku Synku.. Ślicznie...

W obliczu rzeczy ostatecznych

Wczoraj, w antrakcie między drugim a trzecim aktem opery odczytałam sms... i od tamtej pory człowiek, któremu nie poświęcałam uwagi więcej niż chwila potrzebna na grymas odrazy czy zmielenia w zębach przekleństwa, zajmuje moje wszystkie myśli.. Przyćmił Verdiego..
Mąż mojej przyjaciółki.

I  miejsce całej niechęci.. antypatii.. uprzedzenia.. zajął żal.
Żal, że tak głupio przegrał swoje życie,
Że tak bezmyślnie krzywdził najbliższe sobie osoby,
Że tyle zmarnował i podeptał,
I że już niczego nie zmieni, nie naprawi, nie zrozumie..
Że... ech..

Imponująco spuentował wieloletnie uprzykrzanie jej życia.

Jeszcze rano chojrak, a wieczorem..
Nie mogę uwierzyć, że umiera..
Po ciężkim krwotoku, bez pełnej świadomości.. pod kroplówkami i tlenem..

Okazuje się, że rak to nie zawsze choroba przewlekła, a umieranie długie i bolesne.
Czasem objawia się nagle, gwałtownie i ostatecznie.
Bez rokowań.. bez szans.. bez nadziei..
Bez miłości..


Tak strasznie mi przykro, że musi przez to przechodzić.
Że ona musi przez to przechodzić.. bo nie zasłużyła sobie na to...
Cholera.. nie zasłużyła !!

Zawirowanie

Człowiekowi się wydaje, że całkiem nieźle radzi sobie z rakiem, a tu zwykłe przeziębienie zwala go z nóg. I przy okazji uruchamia myślenie - czy aby na pewno zwykłe ?
Poległam.
Mózg swobodnie pływa w głowie, leniwie odbijając się od czaszki.. raz z jednej, raz z drugiej strony.. szum, trzask, zgrzyt.. nawet przy próbie poruszania oczami. Najlepiej wychodzi mi siedzenie bez ruchu i wpatrywanie się w jeden punkt, przy kakofonii dobywającej się gdzieś z głębi płuc.

W dodatku temperatura oscyluje gdzieś między 36 a 36,5 stopnia, jakby organizm zupełnie nie zauważył, że trzeba powalczyć.. albo mu się nie chce, albo nie ma siły..
No teraz, to jestem chora..

Szpitalny dzień

Planowa wizyta w szpitalu koło lasu.
Pielęgniarki witają jak starą znajomą, a Pan Doktor mówi do mnie kochana.
Niestety żadnych dobrych wiadomości, w zasadzie złych też nie.
Tzn gorszych od tych, które już znam.

Czekam na wypis.
Z oddziału dziecięcego wyjeżdża łóżko z ok. pięcioletnim chłopczykiem.
W wielkich oczach jeszcze większy strach.
Zamykają się za nim drzwi bloku operacyjnego, na zewnątrz zostaje zapłakana matka.
Ściskam ją mocno za rękę.
- Spokojnie.. tu są bardzo dobrzy lekarze.. bardzo dobrzy..  - i płaczę razem z nią..
Marna ze mnie pocieszycielka..

Po południu w innym miejscu , od innego lekarza słyszę, że to, że guz się nie cofa, nie jest problemem. W leczeniu chodzi o to, żeby nie rósł, a kiedy już trzymam rękę na klamce dodaje
- Niech tylko pani się nie poddaje ! Cokolwiek tam powiedzą, pani się nie poddaje ! Pani pamięta, że najważniejsze jest w pani głowie, a oni gówno wiedzą !