Monachijskie serce...

Powinno być miło i optymistycznie.
Bo przecież Borysek pomalutku wraca do zdrowia. Bo tak ślicznie się śmieje.
Bo dziadek obiecał kupić mu siodło na kucyka.
Bo ma cudownych rodziców, którzy mimo tego całego horroru, jaki zafundowała im polska służba zdrowia, nie stracili pogody ducha i wiary.
Bo wszyscy są tacy szczęśliwi..
Bo to było bardzo miłe popołudnie...

Ale kiedy z tego domu pełnego ciepła i miłości, pełnego dzieci i życia
wróciłam do swoich pustych ścian..
do martwej ciszy..
do zimnego szkła fotografii...
do tęsknoty skulonej w fotelu...

Ściskam w ręku podarowane przez mamę Boryska, pięknie grawerowane serce przywiezione z Monachium i nie potrafię się opanować...
to nawet nie płacz.. to skowyt..

Tak strasznie mi źle.. tak ciężko.. tak boli.. tak brakuje...

Nieproszony gość

Przychodzi otulona mrokiem. Zawsze, gdy jestem sama.
Ma doskonałe wyczucie czasu.
Jakby stała za murem i cierpliwie obserwowała, kiedy się za Starszym zamkną drzwi..
Odpowiada jej klimat przygaszonego światła, cichej muzyki.. blasku świec na parapecie.. Lubi zapach imbirowej herbaty..
Bezpardonowo wtrąca się w moje myśli i wciska w każdy kąt.
Przybiera znajome kształty, tworzy obrazy..
Poraża oczy.. obezwładnia, sieje spustoszenie..
Czasem zostaje na kilka godzin, a czasem do rana.
Zostawia po sobie srebrzystą kropelkę żalu..

Teraz też puka...

Z drugiej strony..


Ma cztery latka. Siedzi w kącie na podłodze, obejmując rączkami kolana. Naburmuszona, zagubiona, zdezorientowana.
Nikomu nie pozwala się stamtąd wyprowadzić. Nie chce cudzych rąk i niczyich uśmiechów, uchyla się od głaskania po głowie. Odpycha misia.
Jest obrażona na cały świat.
I na tę jedną osobę, która ją okłamała..
Przecież obiecywała że nie opuści, że zawsze będzie, powtarzała, że kocha ją najbardziej na świecie.
A dzisiaj jej nie ma. Wszyscy na nią tak dziwnie patrzą i powtarzają, że jej mama odeszła.. Że umarła..
Umarła ? Co to znaczy umarła ??

Niemoc

Piszę.. ale palce coraz częściej trafiają w delete..
Coś mi ostatnio przeszkadza.. coś uwiera..
Dławią własne słowa.. zostają w środku.. nieodczytane..

Tak dobrze skulić się i zamknąć w swojej skorupce.
Nie być.
Nie brać odpowiedzialności. Nie usprawiedliwiać. Nie tłumaczyć.

Nie ma odwrotu..

Pisane tęsknotą

Dopalają się świeczki.. w ich chybotliwym płomieniu wyglądasz, jakbyś się do mnie uśmiechnął.. albo puścił łobuzerskie oczko.. a ja zakopuję się w myślenie o Tobie.. zatracam w poszukiwaniu wspomnień.. wzrokiem gonię za pojawiającą się przed oczami twarzą..

Obolała dusza chłonie każdą myśl.. każdą, najbardziej nieprawdopodobną wizję.. Może to Ty poruszyłeś zasłonką ? Może przemknąłeś iskrą po kocim grzbiecie..?

Tak ciężko zaczął mi się ten rok.. tak trudno.. tak bezsilnie i bezradnie... Nie mam siły Synku.. Dlaczego wszyscy myślą, że mam, skoro ja już jej nie mam..?

A wystarczyłoby Twoje figlarne spojrzenie spod firanki rzęs.. Twoje - ja to się z tobą ożenię.. i przenosiłabym góry....

Genetyczny bagaż

Patrzę czasem na Starszego i ze strachem zastanawiam się ile w nim będzie z jego ojca.. a ile już jest.. ?
Słucham, że tego mu się nie chce, tamto nie obchodzi, jeszcze coś innego nie interesuje.. i boję się, czy poradzi sobie z tym genetycznym bagażem..
Widzę też wrażliwość, troskliwość, zdolność do pomocy.. i czepiam się wiary, że jest na tyle inny, na tyle świadomy, że nie popełni takich samych błędów.. tych, które teraz jeszcze sam tak ostro i wyraźnie widzi..
I wtedy sama przed sobą stanowczo zaprzeczam wszelkim, poza fizycznym, podobieństwom...