Niech mnie ktoś obudzi..

Jak to się stało Synku, że przeżyłam Bez Ciebie dwa lata, chociaz wydawało się, że nie przeżyję nawet dnia ?? Jak to możliwe ?? 
Przecież powinnam umrzeć najpóźniej w chwili, kiedy lekarz dotknął mego ramienia ze słowami - już czas.. Skąd wziął się ten szok, który szczelnie otulił swoim kokonem, zdławił krzyk w gardle, pomógł puścić Twoją rączkę, wstać i wyjść..??
Zostawiłam Cię.. Zostawiłam !! Nie umarłam !! Dlaczego ??
A może to wszystko nie dzieje się naprawdę.. ani ten żal, ani ten ból, ani rozpacz.. Ani ta tęsknota na granicy obłędu.. 
Nawet ta ja, która znowu tak płacze, że nie ma siły pozbierać się z podłogi, może też nie jestem prawdziwa ? 
Koszmarny sen, który zaraz się skończy..tak, na pewno sen.. przecież nie przeżyłabym tego, gdyby działo się naprawdę..
Za chwilę się skończy.. przytulę Cię mocno i odetchnę z ulgą.. niech tylko się skończy..

Ktokolwiek wie...

Lipcowe, upalne popołudnie. Dzieci w krótkich spodenkach.. dzieci z lodami.. dzieci w wózkach.. Dzieci krzyczące, biegające, śmiejące się. Na próżno wypatruję wśród nich znajomej buzi.. 
A przecież zaledwie dwa lata temu.. przed chwilą zaledwie, też miałam dziecko w krótkich spodenkach i z wiecznie poobdrapywanymi kolanami...
Chłopczyk.. Jeszcze przed chwilą grał w piłkę na podwórku.. Jeszcze powietrze drży od jego radości..
Zginął mi.. przepadł.. nie upilnowałam.. Taki śliczny, piegowaty blondynek.. roześmiany.. chudzinka taka..
Może ktoś widział..? Tyle czasu już szukam.. wołam.. we wszystkie oczy zaglądam.. Cisza..
Gdzie on jest ????? 
GDZIE JEST ???

Czekanie na miłość

A Jedynak jest. Tak po prostu. Ja gryzę i kopię, a on milczy i znosi. Próbuje wygładzać ostre kanty moich słów i zachowań swoją cierpliwością i wyrozumiałością. Czasem się kaleczy.. ale uśmiecha się leciutko i mówi, że nic się nie stało. Jak matka czuwająca nad pierwszymi krokami swego dziecka.. niby z boku, a w pełnej gotowości..
Telefon o 8 rano -miałaś dziś pojechać na giełdę..?
-tak, ale...
-no właśnie, pada deszcz. Czekam na parkingu..żebyś nie zmokła.. - żeby czekać na tym parkingu rano, w wolną sobotę, przejechał 40 km..
Jeśli nieopatrznie wyrwie mi się, że czegoś chcę, czegoś potrzebuję, że ten film co właśnie wszedł ekrany kin, to chyba dobry.. Czasem wydaje mi się, że tylko na to czeka..  Potrafi w środku nocy pół miasta przejechać w poszukiwaniu kurczaka z rożna, bo mi się właśnie  zachciało.. Jeśli nie określę konkretnie na jakie lody ochotę mam ochotę, przyniesie co najmniej kilka rodzajów..
Wiem, że czeka.. widzę to w jego spojrzeniu.. w tym jak wyciąga dłoń, żeby odgarnąć mi włosy z twarzy, jak mówi - nawet sobie nie wyobrażasz, jak mi na tobie zależy..
Nie wyobrażam sobie, ale wiem, że mogę zadzwonić do niego w środku nocy i powiedzieć, żeby przyjechał, bo mi źle.. i będzie tak szybko, na ile pozwoli mu droga i samochód.. Naj nawet nie odebrałby telefonu.. ale to Naj słyszy to, na co czeka Jedynak..
Niesprawiedliwe, wiem...

Z widokiem na flamingi

Wzbudziłam śmiech w biurze, jak powiedziałam, że muszę iść do ZOO.Dopiero jak wyjaśniłam po co, pojawiły się nawet propozycje towarzystwa. Ale ja muszę sama..
Zawsze tam chodziłam, ilekroć było mi źle albo po prostu smutno. Był taki czas, że chodziłam codziennie. Zanim zaczęłam codziennie chodzić na cmentarz.. Sama.
Nie interesują mnie małpy ani słonie, ale godzinami potrafię patrzeć na flamingi..
Taka fanaberka. Jedni topią smutki w kieliszku, inni zajadają czekoladą , a ja, odkąd pamiętam, patrzyłam na flamingi. Kocham to dostojne, różowe piękno..
Kocham za tę transfuzję spokoju, na którą zawsze mogłam tam liczyć. Za magiczną chwilę wyciszenia...
Dawno nie byłam. A tyle się nazbierało.. Piętrzą się emocje.. przenikają.. mieszają.. przelewają.. Złe i gorsze.. i kilka lepszych.. Tyle mam do przemyślenia.. tyle do poukładania.. ponazywania.. nie da się tego zrobić w pokoju z widokiem na biurowiec..
Tęsknię..

Płacz smutku..

Po piaszczystej drodze szła niziutka staruszka. Chociaż była już bardzo stara, to jednak szła tanecznym krokiem, a uśmiech na jej twarzy był tak promienny, jak uśmiech młodej, szczęśliwej dziewczyny. Nagle dostrzegła przed sobą jakąś postać. Na drodze ktoś siedział, ale był tak skulony, że prawie zlewał się z piaskiem. Staruszka zatrzymała się, nachyliła nad niemal bezcielesną istotą i zapytała
 "Kim jesteś?" Ciężkie powieki z trudem odsłoniły zmęczone oczy, a blade wargi wyszeptały: "Ja? ... Nazywają mnie smutkiem"
"Ach! Smutek!", zawołała staruszka z taką radością, jakby spotkała dobrego znajomego.
"Znasz mnie?", zapytał smutek niedowierzająco.
"Oczywiście, przecież nie jeden raz towarzyszyłeś mi w mojej wędrówce.
"Tak sądzisz ..., zdziwił się smutek, "to dlaczego nie uciekasz przede mną. Nie boisz się?"
"A dlaczego miałabym przed Tobą uciekać, mój miły? Przecież dobrze wiem, że potrafisz dogonić każdego, kto przed Tobą ucieka. Ale powiedz mi, proszę, dlaczego jesteś taki markotny?"
"Ja ... jestem smutny." odpowiedział smutek łamiącym się głosem.
Staruszka usiadła obok niego. "Smutny jesteś ...", powiedziała i ze zrozumieniem pokiwała głową. "A co Cię tak bardzo zasmuciło?"
Smutek westchnął głęboko. Czy rzeczywiście spotkał kogoś, kto będzie chciał go wysłuchać? Ileż razy już o tym marzył...
"Ach, ... wiesz ...", zaczął powoli i z namysłem, "najgorsze jest to, że nikt mnie nie lubi. Jestem stworzony po to, by spotykać się z ludźmi i towarzyszyć im przez pewien czas. Ale gdy tylko do nich przyjdę, oni wzdrygają się z obrzydzeniem. Boją się mnie jak morowej zarazy. " I znowu westchnął. "Wiesz ..., ludzie wynaleźli tyle sposobów, żeby mnie odpędzić. Mówią: tralalala, życie jest wesołe, trzeba się śmiać. A ich fałszywy śmiech jest przyczyną wrzodów żołądka i duszności. Mówią: co nie zabije, to wzmocni. I dostają zawału. Mówią: trzeba tylko umieć się rozerwać. I rozrywają to, co nigdy nie powinno być rozerwane. Mówią: tylko słabi płaczą. I zalewają się potokami łez. Albo odurzają się alkoholem i narkotykami, byle by tylko nie czuć mojej obecności."
 "Masz rację,", potwierdziła staruszka, "ja też często widuję takich ludzi."
Smutek jeszcze bardziej się skurczył. "Przecież ja tylko chcę pomóc każdemu człowiekowi. Wtedy gdy jestem przy nim, może spotkać się sam ze sobą. Ja jedynie pomagam zbudować gniazdko, w którym może leczyć swoje rany. Smutny człowiek jest tak bardzo wrażliwy. Niejedno jego cierpienie podobne jest do źle zagojonej rany, która co pewien czas się otwiera. A jak to boli! Przecież wiesz, że dopiero wtedy, gdy człowiek pogodzi się ze smutkiem i wypłacze wszystkie wstrzymywane łzy, może naprawdę wyleczyć swoje rany. Ale ludzie nie chcą, żebym im pomagał. Wolą zasłaniać swoje blizny fałszywym uśmiechem. Albo zakładać gruby pancerz zgorzknienia."
Smutek zamilkł. Po jego smutnej twarzy popłynęły łzy: najpierw pojedyncze, potem zaczęło ich przybywać, aż wreszcie zaniósł się nieutulonym płaczem. Staruszka serdecznie go objęła i przytuliła do siebie.
"Płacz, płacz smutku.", wyszeptała czule. "Musisz teraz odpocząć, żeby potem znowu nabrać sił. Ale nie powinieneś już dalej wędrować sam. Będę Ci zawsze towarzyszyć, a w moim towarzystwie zniechęcenie już nigdy Cię nie pokona."
Smutek nagle przestał płakać. Wyprostował się i ze zdumieniem spojrzał na swoją nową towarzyszkę: "Ale ... ale kim Ty właściwie jesteś?"
"Ja?", zapytała figlarnie staruszka uśmiechając się przy tym tak beztrosko, jak małe dziecko. "JA JESTEM NADZIEJA!"
autor nieznany