Z widokiem na flamingi

Wzbudziłam śmiech w biurze, jak powiedziałam, że muszę iść do ZOO.Dopiero jak wyjaśniłam po co, pojawiły się nawet propozycje towarzystwa. Ale ja muszę sama..
Zawsze tam chodziłam, ilekroć było mi źle albo po prostu smutno. Był taki czas, że chodziłam codziennie. Zanim zaczęłam codziennie chodzić na cmentarz.. Sama.
Nie interesują mnie małpy ani słonie, ale godzinami potrafię patrzeć na flamingi..
Taka fanaberka. Jedni topią smutki w kieliszku, inni zajadają czekoladą , a ja, odkąd pamiętam, patrzyłam na flamingi. Kocham to dostojne, różowe piękno..
Kocham za tę transfuzję spokoju, na którą zawsze mogłam tam liczyć. Za magiczną chwilę wyciszenia...
Dawno nie byłam. A tyle się nazbierało.. Piętrzą się emocje.. przenikają.. mieszają.. przelewają.. Złe i gorsze.. i kilka lepszych.. Tyle mam do przemyślenia.. tyle do poukładania.. ponazywania.. nie da się tego zrobić w pokoju z widokiem na biurowiec..
Tęsknię..

16 komentarzy:

  1. Ciekawa terapia... Mam nadzieję, ze pomoże, jak zwykle... Pozdrawiam cieplutko :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Flamingi... nigdy im się nie przygladałam, może dlatego, że ogólnie nie lubię ptaków. Ale też daaawno nie byłam w zoo. Mnie tak wycisza woda. Jezioro, morze, rzeka- a obecnie z braku laku wanna. Mogę w wodę gapić się godzinami.

    OdpowiedzUsuń
  3. Polecam ci w takim razie wizytą w rezerwacie przyrod Camargue. Jest to wprawdzie dość daleko bo na południu Francji - delta Rodanu, ale warto. Żyje tam kilkadziesiąt tysięcy dzikich falmingów (jest to chyba jedyne miejsce w Europie gdzie żyją w stanie dzikim), a miejsce jest w ogóle magiczne. Puste, dzikie i niezabudowane. A flamingi można podejść całkiem blisko i oglądać dowoli, ewentualnie patrzeć jak wieczorami latają w pięknych kluczach.. Rzeczywiście pomaga. Wróciłam do domu do starych smutków, ale jakoś jest łatwiej

    OdpowiedzUsuń
  4. jestem pewna, że przynajmniej troszkę;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam i nocno-morskie i ranno-górskie klimaty, ale flamingi mam pod ręką:) Dla mnie to cud natury:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie miałam pojęcia, że są w Europie.. może kiedyś uda mi się tam pobyć:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Skoro dobrze się czujesz patrząc na te dostojne ptaki, to chodź tam jak najczęściej:) szkoda, że mieszkam daleko, poszłabym z Tobą:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Dobrze mieć takie miejsce..

    OdpowiedzUsuń
  9. ~zyta71@poczta.onet.pl11 lipca 2009 16:22:00 CEST

    Rozmnożenia tych kilku lepszych Ci życzę.. może flamingi pomogą ?:)

    OdpowiedzUsuń
  10. też żałuję.. ale kto wie, może kiedyś się uda ?:)

    OdpowiedzUsuń
  11. myślę, ża każdy ma.. chociaż różnie wygladają, służą temu samemu, a to najważniejsze

    OdpowiedzUsuń
  12. one raczej nie rozmnażają.. porządkują te nagromadzone :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Poukładaj myśli i marzenia. Na różowo. Będzie Ci troszkę lżej, róż jest bardziej przesycony nadzieją....Choć dziś widziałam kolesia w różowym sweterku i był... beznadziejny:)Ściskam!

    OdpowiedzUsuń
  14. To niesamowicie oryginalny sposób na odnajdowanie wewnętrznego wyciszenia. Muszę koniecznie zwrócić uwagę na te ptaki, gdy nadarzy się okazja. Cieszę się, że odnajdujesz takie chwile. Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  15. no rzeczywiście, chyba jednak flamingom w różu lepiej.. nie wyobrażam sobie faceta ;)) ale próbowałam:)

    OdpowiedzUsuń
  16. Nigdy nie myślałam, że oryginalany.. ot tak wyszło..:) Najpierw nawet nie zwracałam uwagi, że wszystkie moje drogi tam prowadzą.. myślałam - podobaja mi się.. lubię je.. i już. Później okazało się, że jeszcze potrzebuję.. i tak zostało..od lat.

    OdpowiedzUsuń