Lipiec boli.
Niezmiennie pachnie śmiercią i już nawet nie pamiętam jak było inaczej.
Z każdym dniem trudniej i chmurniej.. jakby ubywało powietrza.
W dzień prześladuje mnie coraz wyraźniejszy wyrzut w oczach pluszowej sowy.. nocami błądzę wśród czarno-białych drzew..
Za kilka dni znowu świat rozpadnie się z głuchym łoskotem i zamieni w kupkę popiołu. I znowu będę go mozolnie zbierać i układać.. do następnego lipca..
To nic Mój Mały... nie martw się.. rozwijaj skrzydła i spełniaj marzenia..
Niestrudzenie idę w Twoją stronę..
Niezmiennie pachnie śmiercią i już nawet nie pamiętam jak było inaczej.
Z każdym dniem trudniej i chmurniej.. jakby ubywało powietrza.
W dzień prześladuje mnie coraz wyraźniejszy wyrzut w oczach pluszowej sowy.. nocami błądzę wśród czarno-białych drzew..
Za kilka dni znowu świat rozpadnie się z głuchym łoskotem i zamieni w kupkę popiołu. I znowu będę go mozolnie zbierać i układać.. do następnego lipca..
To nic Mój Mały... nie martw się.. rozwijaj skrzydła i spełniaj marzenia..
Niestrudzenie idę w Twoją stronę..
Agatko, sądząc po mniejszej ilości Twoich wpisów mam nadzieję, że i Ty spełniasz marzenia. Pomimo wszystko i na przekór wszystkiemu. Życzę Ci, aby droga do Twojego Dziecka była już tylko usłana pluszem.
OdpowiedzUsuńIdziemy tą samą drogą- ja tydzień za Tobą...
OdpowiedzUsuńJola