Ponad cztery lata trwa już mój listopad.
Ponad cztery lata mieszkają we mnie dwie Lorely.
Jedna wie, że nie nie przyjdziesz zaspany rano przytulić się na dzień dobry, że nie usłyszy tupotu Twoich nóg na schodach, nie zapyta czy umyłeś uszy, nie pozbiera porozrzucanych książek i skarpetek.. Wie, że już nigdy i że już nic... że powinna pochować Twoje zdjęcia i zająć się życiem..
Ale druga wciąż rozpaczliwie pragnie Cię tulić i całować, opowiadać bajki, odprowadzać do szkoły, chodzić na spacery i obrzucać się liśćmi w parku, bawić się w berka i chowanego, pójść do kina, budzić Cię rano łaskotkami, słyszeć beztroski śmiech i robić to wszystko, na co kiedyś "nie miała czasu".
Ta druga Lorely ciągle nie może uwierzyć i zrozumieć, że ten czas już minął.. Tej drugiej Lorely czasem nie chce się żyć..
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
-
Dzisiaj znowu nie przybyło Ci lat.. i lato poszarzało U sąsiadów dudni muzyka.. Zastanawiam się, jak wyglądałby ten dzień, gdybyś tu był...
-
Mruczenie monitorów, miarowe tykanie i pikanie.. szepty pielęgniarek przy biurku współczujące spojrzenia Przez uchylone okno bezczelnie ...
-
U mnie wszystko w porządku Mój Mały.. Żyję. Czuję. Uśmiecham się. Tęsknię za Tobą, za tym wszystkim, co się nie wydarzy.. za każdym dniem,...
-
"Gdybym wiedział, że dzisiaj po raz ostatni zobaczę cię śpiącego, objąłbym cię mocno i modliłbym się do Pana, by pozwolił mi być twoim ...
-
Czasami uśmiech jest maską.. mniej lub bardziej dopasowaną. Pod radością kryje się mrok, który nie znika ot tak.. Drzazga w sercu, która wy...
U mnie od roku prawie jest listopad ciągle...a to temu, ze odszedł z końcem listopada... z pierwszymi płatkami śniegu...które spadały na urne kiedy chowano ją w głąb ziemi na cmentarzu... Dziwne jest to, że nie umiem przypomnieć sobie co robiłam dzień wcześniej... Pare godzin wstecz..Ale ostatni rok, kiedy on żył... umiem odtworzyć, doskonale... Każdą minutę, sekundnę.. Gdybym rok temu wiedziała, że to ostatnie tygodnie..... Zastanawiam się co bym zrobiła... Chyba nic... bo nie szło już nic zrobić... Była tylko nadzieja...Która odeszła z końcem listopada...
OdpowiedzUsuń:( przytulam mocno....
OdpowiedzUsuńPamiętam, zapalam w domu znicz za Artura i wszystkie dzieci, które odeszły, pogrążając w niebycie zastygłe w przerażeniu matczyne serca...
OdpowiedzUsuńPrzytulam Cię mocno .....
OdpowiedzUsuńbyłam i jestem ale zamiast literek są łzy.........
OdpowiedzUsuńPrzytulam mocno...Ja pewnie jak co roku w dniu urodzin mojej Mamy, właśnie w listopadzie: zapalę znicz na najbardziej zapomnianym grobie na Powązkach- bo będę wtedy daleko od domu...Mimo, że minęło już ponad trzy lata, nie sposób nie- myśleć..margerytkowo.blogspot.com
OdpowiedzUsuńTo chyba tak działa.. ja też nie pamiętam tych kilku godzin przed.. niestety, w ogóle pamiętam coraz mniej...
OdpowiedzUsuńJa Ciebie też Kochana..
OdpowiedzUsuńdziękuję.. pamięć jest bezcenna..
OdpowiedzUsuńDziękuję Kochana
OdpowiedzUsuńMartwię się o Ciebie, wiesz..?
OdpowiedzUsuńKiedyś te często chodziłam na Powązki. Godzinami spacerowałam między grobami... to było wtedy, jak jeszcze nie miałam "swojego" cmentarza..
OdpowiedzUsuńdziękuję słońce ja sama zaczynam lękać się swojego odbicia w lustrze............buuuuuuuuuu
OdpowiedzUsuńPrzytulam mocno :) i pamietaj Kochana ze wciaz masz po co i dla kogo zyc :) :*[zakochana-kobietka]
OdpowiedzUsuńtak dużo chciałoby się powiedzieć...a pisząc.nie wiem co, nie wiem jak..bardzo Cię przytulam i ślę energię na te dni...
OdpowiedzUsuńLecę, by Ciebie utulić,do serca mego przytulićgłaskać Twe włosy rozwianei skleić serce złamane.I znajdziesz mnie w listku na drzewieI wiatru ciepłym powiewiew jasnym słońca promieniuI w ptaku co siadł na ramieniu.W tatrach i szumie morzaW tęczy łuku, barwnym jak zorzaW tatusia czułym uściskuBo jestem tak bardzo blisko...I śpiewam Ci liści szelestemI kocham - przy Tobie jestemW zachodzie i wschodzie słońcaJa będę z Tobą do końca...
OdpowiedzUsuńCzasem od słów ważniejsza jest obecność. Dziękuję Ewo.
OdpowiedzUsuńWiem. Pamiętam..
OdpowiedzUsuńNiezmiennie wzruszają mnie taki wiersze.. dziękuję
OdpowiedzUsuńByliśmy kilka dni temu u Artura, zostawiliśmy niebieski znicz. Moi Chłopcy nie bardzo wiedzieli dlaczego odwiedzamy grób kogoś, kogo nie znaliśmy, ale wytłumaczyłam im, że dla jego Mamy bardzo ważne jest, że ktoś pamięta o jej synu...
OdpowiedzUsuńból ciszy i ciężar oczekiwania ...
OdpowiedzUsuńprzytulam bardzo mocno..bez slow...
OdpowiedzUsuńPamiętam o Młodszym i dziś choć nie mogę u Niego być .zapalam mu znicz ..światełko dla Niego.Pozdrawiam Cie Agatko.
OdpowiedzUsuńZycie....pozwol pozbierac skrawki Twojego zycia w jedno opowiadanie...pozwol..
OdpowiedzUsuńNie wiem co napisać...Pamiętam o Młodszym, choć mieszkam gdzie indziej - zapaliłam znicz.
OdpowiedzUsuńJak Matka.......Życzę, aby te wspomnienia trwały, ale z tęsknoty i rozpaczy zamieniły się w ciepłe i czułe...
OdpowiedzUsuńZawsze ryczę ze wzruszenia nad każdym "obcym" zniczem. Takie gesty są bezcenne. Dziękuję..
OdpowiedzUsuńCiężar bólu..
OdpowiedzUsuńdziękuję
OdpowiedzUsuńpamięć jest najwazniejsza.. dziękuje
OdpowiedzUsuń"Nikt juz z tego, co ktoś zbił, nie wymysli szkła.."
OdpowiedzUsuńDziękuję
OdpowiedzUsuńNie brakuje w nich czułości.. ale wciąz zroszona jest łzami..
OdpowiedzUsuńMożna Ci jakoś pomóc ?
OdpowiedzUsuńOd "zawsze" dzień 1.11. to był dzień spacerów po cmentarzach - na każdym był jakiś bliższy lub dalszy znajomy. Takim naszym rodzinnym cmentarzem na który wszyscy chodzili i potem zbierali się u babci na obiedzie, był ten z grobem siostry mojego tatusia - ale umarła młodo i nawet jej nie znałam.Więc ten dzień nie był jakoś specjalnie smutny- wręcz przeciwnie: wolny dzień, spotkanie z całą rodziną, obiad z deserem u babci...Potem umarła babcia, po niej dziadek, a na ich grób już nie schodzi się cała rodzina...Niestety.Od czterech lat wizyta na cmentarzu nie jest z kolei niczym szczególnym, bywam tam co najmniej raz w tygodniu. A w "tym" dniu najmniej chętnie. Nie mam ochoty spotykać nikogo. Idziemy wieczorem - i - z drżeniem serca liczę obce znicze...Pierwszy raz - ponad 40, w tym roku 9...
OdpowiedzUsuńWiem, że nie mogę zrobić tego realnie, ale przyjmij ode mnie wirtualne przytulenie... Najmocniejsze...Karioka
OdpowiedzUsuńZnam to.. też liczę znicze.. siedzę i liczę znicze...
OdpowiedzUsuńPrzyjmuję :) dziękuję.
OdpowiedzUsuń"Ci, co odchodzą, wciąż z nami są I żyją sobie obok nas. Patrzą z miłością na nasze dni, Czasem się śmieją przez łzy. Ci, co odchodzą wciąż z nami są, czujesz ich pomoc, gdy jest źle. Więc gdy z ciemnościąRozmawiasz, to... Oni Cię widzą, Oni są..."Chcę wierzyć, że tak jest... I choć to już mój 15-ty listopad, tamten dzień sprzed lat na zawsze zdeterminował moje życie... Jedyne, co mogę, to wirtualnie przytulić, a dla Twojego Chłopca zapalić najjaśniejsze światełko [*]
OdpowiedzUsuńBardzo współczuję. Nie znajduję innych słów.
OdpowiedzUsuńCzytam i zamieram. Bez patosu opisujesz nieopisywalne, od czego świat zastyga w bezruchu.Masz piękna frazę; jaka niesprawiedliwość losu, że ujawnioną w takich okolicznościach.Też mam dwóch synów, też w podobnym wieku.Chciałabym Cię mocno przytulić, bez słów.Dbaj o siebie, dbaj bardzo.On, tam - poczeka, jemu się już donikąd nie śpieszy.Ty też zdążysz.Później.Jesteś wyjątkowa, wiesz?
OdpowiedzUsuńAgato....Każde słowo jest małe.....
OdpowiedzUsuńNigdy nie wiem, co napisać, a jednak dzisiaj się spróbuję przemóc.. chociaż każde słowo wydaje się miałkie. Czytam Cię od początku, kiedy sama jeszcze nie miałam dziecka i nie wszystko rozumiałam. Wiedz jednak proszę, że wiele osób pamięta o Twoim synku, chociaż tutaj nie komentują i chociaż go nie znały osobiście. Dzięki Twoim zapiskom stał się częścią wielu z naszych historii. Wiem, że nie ma słów pocieszenia, ale pamiętam o nim w modlitwie i zawsze będę. Tyle chociaż mogę zrobić.pozdrawiamPodziwiam Cię jako kobietę i matkę.
OdpowiedzUsuńWitaj... Postanowiłam sprawdzić, co u Ciebie słychać... To musi być niekończąca się męka wciąż na nowo przeżywać odejście Synka... Gdybym tylko mogła ująć Ci bólu... Gdybym tylko mogła...
OdpowiedzUsuńNo i znowu... pociekły łzy...
OdpowiedzUsuńNie wiem dlaczego, ale przypomniałaś mi tę piosenkę. http://www.youtube.com/watch?v=m_DclNkw7vE&feature=related
OdpowiedzUsuńz żywymi naprzód iść trzeba... bo łzy popłyną aż z Nieba :*
OdpowiedzUsuńCzasem łapię się na tym, że sama sobie współczuję..
OdpowiedzUsuńTo prawda, ale cóż, kiedy tylko słowa pozostały..
OdpowiedzUsuńSą bramy przez które trzeba przejść samemu.. ale to miłe czuć wsparcie.. dziękuję
OdpowiedzUsuńPiękna piosenka..
OdpowiedzUsuńCzasem jest tak przeraźliwie cicho.. tak strasznie smutno..
OdpowiedzUsuńKiedy zaczynałam pisać, myslałam głównie o tym, żeby wykrzyczeć ból, później chciałam, żeby cały świat wiedział, że mój syn BYŁ, teraz cieszy mnie kazdy przejaw pamięci..
OdpowiedzUsuńPiszę sercem.. po prostu.. Nie czuję się nikim wyjątkowym. Chociaż czasem wydaje mi się, że rozumiem cierpienie Prometeusza..
OdpowiedzUsuńWiem co trzeba.. i co z tego.. bliżej mi do umarłych..
OdpowiedzUsuńPiętnasty... a mi piaty wydawał się nie do ogarnięcia.. nie do przeżycia..
OdpowiedzUsuńi tak już zapewne zostanie Was dwie......ściskam..........
OdpowiedzUsuńPewnie tak..
OdpowiedzUsuńDroga Agatko, ja też codziennie do Ciebie zaglądam i już od 2 m-cy i martwię się bardzo, że nie ma żadnych wpisów od Ciebie. Śledzę Twojego bloga od dawna, przeczytałam całego już dawno, wiele mnie nauczył, dał sporo do myślenia....odezwij się proszę!!!!
OdpowiedzUsuń