Ostatnie drzwi

Nowy Rok ma już prawie trzy miesiące, a ja jeszcze nie zdążyłam się przyzwyczaić, że jest nowy.
Nie nadążam za życiem, a ono nie czeka. Nieustannie coś się kończy i coś zaczyna.
Kilka dni temu po raz ostatni zamknęły się sądowe drzwi.
Zapadł ostatni wyrok.
Po prawie dziesięciu latach, cały koszmar zmieszczony w kilku tomach suchych akt znajdzie miejsce w jakimś przepastnym archiwum, wśród innych koszmarów..
I już nikt nie będzie zawodowo rozgrzebywał, osądzał, oceniał, udowadniał..
Koniec.
Wspomnienia przybierają kolor sepii.. chociaż ból ma wciąż wyczuwalny puls.
Jak wulkan.
Pod pozornym spokojem gotuje się i czasem wybucha w środku nocy...
Lawiną żalu, buntu i łez..

8 komentarzy:

  1. Nie pojęte , to już 10 lat będzie ............

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale to chyba dobrze, w końcu będzie można zostawić przeszłość za sobą i zacząć od nowa.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam nadzieję, że winny został odpowiednio ukarany....
    Przytulam

    OdpowiedzUsuń
  4. już dobrze..ciii... juz dobrze.... przytulam..

    OdpowiedzUsuń
  5. Bez względu na wszystko cieszę się ze się skończyło... ściskam.

    OdpowiedzUsuń
  6. jest szansa, że bez sądowego rozdrapywania, okresy wulkan będzie miał dłuższe okresy spokoju.. tego Ci zycze z całego serca

    OdpowiedzUsuń
  7. A więc czytam tego bloga już dziesięć lat...

    Lorely, przesyłam uściski z wiosennego Wrocławia. Dzisiaj zachmurzony i chłodny, ale moje uściski są cieplutkie. Trzymaj się. Zamknęłaś jeden rozdział swojego życia, choć oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że nie da się zapomnieć, przejść nad tym, co się stało, do porządku dziennego...

    OdpowiedzUsuń