Nie wiem..

W moim dorosłym życiu święta nie były czymś, bez czego nie mogłabym sie obyć. Wręcz przeciwnie.

Ale były dzieci..


To oni sprawiali, że dawałam się ponieść szaleństwu świątecznych zakupów. To Młodszego - życzę ci mamo, żebyś zawsze była - przy opłatku, było balsamem na duszę.


To dla Młodszego w nocy uzupełniałam zjedzone w ciągu dnia  cukierki z choinki, żeby wierzył, że to taki czas, że wszystko się odradza..


To ich śmiech sprawiał, że i ja się śmiałam, ich radość była moją radością..


Co ja teraz zrobię ..?


Jak przetrwam przy talerzyku pełnym łez..?

 

3 komentarze: